piątek, 31 maja 2019

W NOWEJ RUDZIE WCIĄŻ GRA SIĘ MECZ Z JASTRZĘBIEM



Piast Nowa Ruda - Kronika : - W końcu dotarliśmy do Bielska, Panie Trenerze. Z dużym zainteresowaniem obserwowaliśmy spotkanie Amerykanów z Nigerią, choć nie ukrywamy, że najważniejszym celem naszej wizyty jest spotkanie z Panem.
Erwin Wojtyłko : - Bardzo mi przyjemnie. Cieszę się, że Panowie przyjechali. Przygotowałem kilka zdjęć, posiedzimy, powspominamy… Jakie wrażenie wywarło na Panach miasto i stadion ?
PNR – K : - Jak najbardziej pozytywne. To znakomite miejsce do życia, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Góry i lasy przypominają nam Nową Rudę. Stadion z kolei jest niezwykle funkcjonalny, co ciekawe, zatrzymaliśmy się tuż obok obiektu, na którym rozgrywane są Mistrzostwa Świata do lat 20.
EW : - Czyli w hotelu, kojarzonym ze Stalą Bielsko. Samo miasto jest bardzo urokliwe i zachęcam do wyprawy w okoliczne góry. Bliskość Szczyrku, czy Klimczoka stanowi atrakcję dla wszystkich osób, które odwiedzają nasze tereny.

PNR – K : - Obawiamy się, że deficyt czasu uniemożliwi nam odkrywanie niewątpliwych uroków Bielska – Białej. O ile dobrze pamiętamy, urodził się Pan właśnie tutaj?
EW : - Tak, dom mój rodzinny usytuowany jest zresztą niedaleko od obecnego miejsca zamieszkania. Urodziłem się w dzielnicy Komorowice, która z czasem została „ wchłonięta ” przez Bielsko. Mieszkam tu całe życie, czasem jednak zdarzało mi się wyjeżdżać, jak chociażby w okresie gry w AKS-ie Niwka.
Małżonka Pana Erwina : - Mąż grał bardzo długo i ślubu nie można było wziąć przez te ciągłe mecze…
PNR – K : - Uwielbiamy tego typu smaczki, dodają one uroku naszym rozmowom. Czy Niwka była jedynym klubem, który reprezentował Pan jako zawodnik?
EW :- Nie, kopałem jeszcze piłkę w jednym z dzielnicowych klubów Bielska – Białej, był to Leszczyński Klub Sportowy. Obecnie przebiega tam obwodnica w bezpośrednim sąsiedztwie drogi prowadzącej do Szczyrku. W czasach studenckich grałem w klubie Ligocianka, położonym w dzielnicy Katowice – Ligota. Natomiast już po zakończeniu nauki propozycję powrotu w rodzinne strony, do Budowlanych ( dzisiejszego Rekordu Bielsko – Biała ).
Postanowiłem jednak zostać na Górnym Śląsku.
W tym samym czasie jeden z moich kolegów, którego poznałem właśnie w Katowicach , zaproponował me usługi w klubie o nazwie AKS Niwka. W ten oto sposób nasze losy przecięły się po raz kolejny i tak zostałem piłkarzem Niwki. Co ciekawe, prezes klubu również pochodził z Bielska. Grałem tam bardzo długo, jeszcze w wieku 36 lat występowałem w barwach tego klubu. W tym okresie występowaliśmy na zapleczu dawnej I ligi, w towarzystwie tak znakomitych zespołów, jak Piast Gliwice, Szombierki Bytom czy Lech Poznań.
Pamiętajcie Panowie, że w owych czasach ambicją niemal wszystkich dyrektorów kopalń było zajęcie jak najwyższego miejsca w ligowej tabeli. Narady w zjednoczeniach przypominały targi. Niejednokrotnie tematy, które poruszano na zebraniach nie miały zbyt wiele wspólnego z realizacją planów wydobycia. Liczył się wynik i udowodnienie swej wyższości na zielonej murawie. Dominowały dysputy o piłce.
Pewnego razu, w trzecioligowej Niwce, rozgrywaliśmy niezwykle ważne spotkanie z Górnikiem Wojkowice. Pełniłem wówczas funkcję kapitana zespołu, przeto podczas rozgrzewki podszedł do mnie dyrektor jednej z kopalń i w krótkich słowach przypomniał o randze czekającego nas pojedynku.
- Wiesz, Erwin, dziś jest ważny mecz. Powiedz chłopakom, żeby powalczyli, w przypadku zwycięstwa czeka na Was podwójna premia ”.
Wygraliśmy to spotkanie 1-0, a dyrektor wywiązał się z obietnicy. Możliwość uczestniczenia w naradzie z wysoko podniesioną głową miała jednakże dla niego wyjątkowe znaczenie. Takie to właśnie były czasy, gra toczyła się nie tylko na boisku.
PNR – K : - Podobnie bywało i w Dolnośląskim Zagłębiu Węglowym. Naszą rozmowę zdominuje noworudzki okres Pana aktywności szkoleniowej, pozwolimy sobie zatem już na wstępie zadać następujące pytanie : jakie jest Pana pierwsze skojarzenie związane z Nową Rudą i Piastem ?
EW : - Chyba nie będę zbyt oryginalny. Baraże o I ligę i mecz rewanżowy rozegrany w Jastrzębiu – Zdroju.
PNR – K : - A więc jednak… W rozmowach telefonicznych często porusza Pan ten wątek, nawet pomimo upływu ponad trzydziestu lat od tych wydarzeń. Jastrzębie nie daje Panu spokoju, prawda?
EW : - Niestety. Nie mam na to wpływu, a żal i poczucie straconej szansy prześladują mnie do dziś. Bolą przede wszystkim okoliczności, w jakich doszło do końcowych rozstrzygnięć.
PNR – K : - Piast był zespołem lepszym od Jastrzębia. Powtarzamy te słowa, niczym mantrę, jest to jednak pochodna rozmów z zawodnikami reprezentującymi zielono – biało – czarne barwy w sezonie 1987/88.
EW : - Mieliśmy lepszy zespół, nastawiony na ofensywną, przyjemną dla oka grę. Już pierwszy mecz, ten w Nowej Rudzie, powinien zakończyć się naszym zwycięstwem. Nawet mimo zmian w składzie i braku pauzujących za żółte kartki Rosiaka, Duraja i Dziarmagi.
Przed meczami barażowymi kilkakrotnie pojawiłem się na ulicy Kasztanowej w Jastrzębiu, by z bliska przyjrzeć się grze naszych przeciwników. GKS, prowadzony przez mego dobrego znajomego – Ryszarda Dudę, jawił mi się jako zespół do ogrania, pozostający w naszym zasięgu.
PNR – K :- Podczas naszej rozmowy z trenerem Dudą, w dość stanowczych słowach skomentował on wynik barażowego dwumeczu :
- Skoro grali tak dobrze, to dlaczego nie awansowali ? ”- retorycznie pytał Ryszard Duda.
EW : - W okresie, w którym trenowałem Jastrzębie, jeden, jedyny raz poruszyliśmy ten temat. Podczas zebrania z członkami zarządu, padło swobodne nawiązanie do noworudzkiego Piasta i rywalizacji obu zespołów. Wówczas to ja zadałem następujące pytanie :
- Panowie, długo funkcjonujemy w piłkarskim biznesie. Czy Wy myślicie, że ja o niczym nie wiem? Wydaje Wam się, że nie znam pewnych mechanizmów, pewnych faktów ? ”. Odpowiedzią działaczy było wymowne milczenie i nigdy więcej nie powracaliśmy do tych kwestii. Co ciekawe, gdy Jastrzębie broniło się przed spadkiem z elity, wówczas otrzymałem propozycję pracy w tym klubie. Nie byłem jednak zainteresowany przejęciem zespołu, w mojej opinii nie miał on większych szans, by zachować ligowy byt i tak się rzeczywiście stało. Wracając do wspomnień z okresu noworudzkiego, mecz na ulicy Sportowej powinniśmy wygrać. Na to zresztą nastawialiśmy się. To Piast był stroną przeważającą. Mimo kilku dobrych okazji, gościom udało się zachować czyste konto. Spora w tym zasługa bramkarza Matusiaka, który rozegrał kapitalny mecz.
PNR – K : - Co mówił Pan w szatni przed decydującą rozgrywką ?
EW : - Niewiele. Nastawialiśmy się na walkę, zdawaliśmy sobie sprawę, że o sukces będzie zdecydowanie trudniej, niż kilka dni wcześniej w Nowej Rudzie. Szansy na powodzenie upatrywałem między innymi w dość dojrzałym piłkarsko wieku graczy Jastrzębia. Łuczak, czy Kuśmierski mieli już ponad 30 lat, inni niewiele mniej. Tego dnia panował okropny upał, ewentualna dogrywka stanowiłaby szansę dla naszych chłopców. Niestety, nie doszło do dogrywki i karnych, a te trenowaliśmy podczas przedmeczowego zgrupowania w Chybiu.
(Barażowy rewanż w Jastrzębiu)

PNR – K : - Jak więc było z tą bramką dla Jastrzębia? I co z Andrzejem Kretkiem ?
EW : - Był bardzo dobrym bramkarzem, zresztą to ja namawiałem działaczy Piasta by pozyskali go z rezerw wrocławskiego Śląska. Można powiedzieć, że właśnie w Nowej Rudzie Kretek wypromował się i dał poznać jako dużej klasy fachowiec. Niemniej jednak, powinien obronić uderzenie Marka Tekieli. Z perspektywy ławki trenerskiej, stracona przez nas bramka wyglądała dziwnie, by nie powiedzieć – kuriozalnie. Inna sprawa, że poziom zaprezentowany przez arbitra Orłowskiego pozostawał wiele do życzenia. To się po prostu nie mogło udać.
PNR – K : - Co pomyślał Pan po golu zdobytym przez Tekielę?
EW : - „- To koniec ” (…).
PNR – K : - Wspomnienie tego spotkania wywołuje u Pana spore emocje, zmieńmy więc może temat i skupmy na Pańskiej pracy w Górniku Knurów. Trafił Pan tam właśnie po barażach z Jastrzębiem, latem 1988 roku. Górnik, podobnie, jak Piast, nie zdołał wywalczyć promocji do Ekstraklasy. W meczach z Wisłą Kraków lepsi okazali się gracze reprezentujący Gwardyjskie Towarzystwo Sportowe.
EW : - Doceniam Panów troskę, lecz wspomnieniom, które zachowałem z Górnika, również towarzyszą spore emocje. Niekoniecznie pozytywne. O dwumeczu z Wisłą krążyły legendy, podobnie jak o okolicznościach, w których piłkarze z Knurowa przegrali walkę o awans.
Sezon później przydarzył się kolejny spadek, już do III ligi. Problem polegał na tym, że w drużynie Górnika nie wszyscy grali do jednej bramki. Żeby nie być gołosłownym przytoczę Panom pewną sytuację. Podczas pracy w tym klubie, oglądałem pewnego razu mecz moich podopiecznych, zarejestrowany na kasecie VHS. W pewnym momencie, po straconej przez nas w dziwnych okolicznościach bramce , dobiegł mniej głos z trybun :
„ – Zobacz, jak oni to sprytnie robią (…) ”. W jednej chwili otworzyły mi się oczy ! Przeanalizowałem sytuacje, po których traciliśmy kolejne bramki i wreszcie wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość. Wybaczcie Panowie, ale czy w normalnej, sportowej rywalizacji możliwe jest utworzenie wolnego korytarza, którym nie atakowany przez nikogo gracz przeciwnika spokojnie biegnie z piłką przez kilkadziesiąt metrów i umieszcza futbolówkę w siatce? Przecież to niedopuszczalne. Takich sytuacji było więcej. Pewnego razu, przed jednym z treningów, zebrałem zespół w szatni i powiedziałem wprost :
- Panowie, ze smutkiem muszę przyznać, ze niektórzy w tej drużynie grają przeciw Wam i przeciw trenerowi również ”.
Co ciekawe, sami zainteresowani z pokorą przyznali się do zarzucanych im czynów. Górnik Knurów był drużyną ze sporym potencjałem, lecz pewnych rzeczy najzwyczajniej w świecie nie udało się obejść. Miło wspominam współpracę z prezesem Egonem Rolnikiem, ale równocześnie utkwiły mi w pamięci mecze ze Stalą Stalowa Wola i Miedzią Legnica.
PNR – K : - Analizując wyniki Piasta i Górnika Knurów zauważamy pewną prawidłowość. W sezonie 1987/88 oba kluby bezskutecznie rywalizowały w barażach o Ekstraklasę, by rok później opuścić jej zaplecze.
EW : - Na tym polega urok piłki. Po spadku z drugiej ligi wspominany wcześniej Egon Rolnik stwierdził :
„ – Trudno, skoro nie chcą grać w drugiej lidze, to będą grać w trzeciej ”.
Piast, jak doskonale pamiętam, niespodziewanie nie sprostał Stali Stocznia Szczecin. Przed sezonem 1989/90 otrzymałem telefon z propozycją powrotu do Nowej Rudy i zbudowania zespołu, który powróci na szczebel centralny. Zdecydowałem się na powrót do Piasta, kosztem oferty, którą otrzymałem od przedstawicieli Polonii Bytom.
Niestety, to Raków Częstochowa cieszył się z awansu, nam przypadła w udziale trzecia lokata.
PNR – K : - Zastał Pan także inne realia w noworudzkim klubie.
EW : - Nowy dyrektor kopalni nie wydawał mi się zbyt wielkim entuzjastą piłki. Sam zespół był w przebudowie, odeszli piłkarze tej klasy, co Sawczuk, czy Świerczyński i pierwsza runda w naszym wykonaniu nie należała do najbardziej udanych. Wiosną było już zdecydowanie lepiej, oczywiście do momentu pechowej porażki odniesionej w Częstochowie.
PNR : - K : - Analizując Pańską karierę trenerską nie można pominąć ogromnego sukcesu, który stał się Pana udziałem w Krysztale Stronie Śląskie. Awans do drugiej ligi był wspaniałym osiągnięciem. W jakich okolicznościach pojawił się Pan na Dolnym Śląsku?
EW : - W silnym przed Zagłębiu Wałbrzych, działał animator sportu i popularyzator piłki nożnej – Pan Makselon. Jego ambicją było zbudowanie mocnego klubu, który stałby się konkurencją dla wałbrzyskiego Górnika. Sporym zaangażowaniem imponował również pochodzący ze Śląska Pan Okoń, mój były trener z Leszczyńskiego. Pewnego razu właśnie Pan Okoń poinformował mnie o prezesie pewnego klubu, poszukującego odpowiedniej osoby na stanowisko pierwszego trenera. Do dziś pamiętam nawet przebieg naszej rozmowy, którą pozwolę sobie przytoczyć :
„ – Do Makselona zgłosił się prezes klubu ze Stronia, który szuka trenera. Chciałbyś tam iść i spróbować swoich sił ?”.
Miałem w swoim życiu szczęście do dobrych ludzi, udałem się więc na Dolny Śląsk.
Druga liga w niewielkim Stroniu Śląskim jawiła się jako niewyobrażalna historia.
Nie byłoby tego sukcesu bez zaangażowania Kazimierza Drożdża, człowieka wielce zasłużonego dla lokalnej społeczności i wielkiego entuzjasty piłki nożnej.
Szczerze mówiąc, byłem odrobinę sceptyczny, czasem wręcz starałem się tonować entuzjazm prezesa i jego marzenia o poważnej piłce w Stroniu. W tamtej drugiej lidze grały między innymi : Lechia Gdańsk, GKS Katowice, czy Stal Stocznia. Kazimierz Drożdż ujął mnie jednak zdaniem, które zapamiętałem do dziś :
- Panie trenerze, może i po roku spadniemy, ale awansujemy do tej drugiej ligi i napiszemy historię ” .
No i napisaliśmy tę historię, której nie odbierze Kryształowi nikt. Pozostaję w kontakcie z prezesem, a jako ciekawostkę podam Panom fakt, iż pod moim okiem szlifował swój talent w Stroniu Śląskim późniejszy wielokrotny reprezentant Polski – Ryszard Komornicki. Niejednokrotnie miewał on do mnie pretensje, gdy zdejmowałem go z boiska przed upływem 90. minuty. Był jednak zbyt słaby fizycznie, by sprostać wymogom intensywności gry przez całe spotkanie.
PNR – K : - Na szerokie wody wypłynął Komornicki w Zabrzu, seryjnie zdobywając mistrzostwo Polski z Górnikiem. Tymczasem w maju 1988 roku także w Nowej Rudzie zagościł zespół, który po upływie kilkunastu miesięcy okazał się najlepszym w kraju. W stawce drugoligowych drużyn chorzowski Ruch był poza zasięgiem.
EW : - Bez dwóch zdań. Grali inaczej, szybko, z polotem, mieli w składzie piłkarzy tej klasy, co Warzycha, Szuster, Bąk, czy Kołodziejczyk w bramce. To byli piłkarze wysokiej klasy.
Szkoda mi tylko trenera Wyrobka, który zmarł dość niespodziewanie, w okresie pracy w Zagłębiu Sosnowiec. To ogromna strata. Jurek Wyrobek był człowiekiem oddanym piłce, stuprocentowym profesjonalistą i trenerem o ustalonej renomie.
PNR – K : - Przywołując postać świętej pamięci trenera Wyrobka, użył Pan znamiennego słowa – „ profesjonalizm ”. W swych „ Piłkarskich wspomnieniach ” kapitan prowadzonego przez Pana zespołu, Ryszard Rosiak, zwracał uwagę właśnie na ten aspekt.
EW : - Wszystko mieliśmy dopięte na ostatni guzik. Dyrektor kopalni, Pan Najsznerski, wysyłał specjalnie oddelegowaną osobę z kamerą, która filmowała mecze nasze i naszych przeciwników. Był nim Pan Ziembiński. Pewnego razu gościłem na meczu w Chorzowie, gdzie obserwowałem zmagania Ruchu. W drodze powrotnej uciąłem sobie pogawędkę z jednym z obserwatorów, który udawał się do Wałbrzycha. Ten, gdy ujrzał w pokoju hotelowym stos kaset video, nie potrafił ukryć swego zdziwienia :
„ – Czy trener ogląda wszystkie mecze i prowadzi notatki? Na tym polega Pana praca? Muszę przyznać, że dotąd nie spotkałem się z takim podejściem do swych obowiązków ”.
Regularne badania, które przechodzili zawodnicy na katowickim AWF-ie stanowiły kolejny przykład sumiennego podejścia do tematu. Monitorowaliśmy wysiłek piłkarzy, starannie dozując im obciążenia. Współpracowaliśmy z wysokiej klasy specjalistami, z którymi konsultowaliśmy wyniki. Pewnego rodzaju innowacjami stały się też odnowy biologiczne, czy nawet maści przeznaczone tylko i wyłącznie dla sportowców.
PNR – K : - Nie lubimy zbytnio rozmawiać o personaliach, ale czy przypomina Pan sobie nazwiska zawodników osiągających najlepsze wyniki podczas biegowych sprawdzianów?
Przykładowo, Andrzej Lubieniecki mógł chyba biegać przez cały czas, od jednego pola karnego, do drugiego.
EW : - Wydolność i kondycję Lubienieckiego potwierdzały wyniki testów biegowych. Oprócz niego, bardzo dobrze prezentował się w tym aspekcie Świerczyński, a także Rosiak i Józef Borcoń. Ten ostatni, do spółki z Józefem Ciołkiem, stanowił prawdziwy wzór do naśladowania.
Pewnego razu, w trakcie jednego z obozów, odwiedził nas Ryszard Najsznerski.
Dyrektor osobiście przywitał się z każdym z zawodników, odwiedzając ich w pokojach.
Witając się ze mną, stwierdził :
„ – Trenerze, przecież w pokoju Borconia i Ciołka wszystko aż lśni ! Wchodząc do nich poczułem się, jakbym był w domu ”.
PNR – K : - Z kolei Pańskim domem zawsze było Bielsko.
EW : - Tak, to szczególne dla mnie miejsce. Pracowałem w różnych miejscach i w rozmaitych klubach, zawsze jednak wracałem tu, do siebie. Spędzałem oczywiście długie godziny w pociągach, tak było na przykład w okresie, gdy prowadziłem Metal Kluczbork.
PNR – K : - Mamy rozumieć, że dojeżdżał Pan pociągiem z Bielska – Białej do Kluczborka?
EW : - Tak właśnie było. Wstawałem o 3.30, co przy powiększającej się rodzinie stanowiło niekiedy pewien dyskomfort dla pozostałych domowników. Pociągiem udawałem się na trening, a w weekendy graliśmy mecze. W tak zwanym międzyczasie doglądałem budowy domu, często sam angażując się w prace. Zdarzyło się i tak, że postawiona przeze mnie ściana wyglądała solidniej od tych, które stawiali budowlańcy.
Bielsko jest piękne, bardzo się cieszę, że i Panom przypadło do gustu.
PNR – K : - Panie Trenerze, wracamy do Nowej Rudy. Wszystko zaczęło się wiosną 1985 roku, gdy w 27. kolejce spotkań trzeciej ligi noworudzki Piast udał się do Rybnika. Zdymisjonowany trener Tadeusz Nowak pozostał w domu, Pan tymczasem został zaproszony na rozmowy w sprawie objęcia zespołu. Mediatorem w negocjacjach miał zostać Leszek Szafraniec.
EW : - Świętej Pamięci Leszka miałem okazję poznać właśnie w Stroniu, dokąd trafił on po powrocie z Francji. Pozostawaliśmy w dobrej komitywie, często nocował w hotelu, gdy odbywaliśmy dwa treningi. Leszek zaproponował spotkanie, do którego doszło właśnie w Rybniku. Resztę Panowie znają, sam zresztą czytałem wspomnienia Ryszarda Rosiaka.
PNR – K : - Awans do II ligi miał miejsce w roku obchodów 40 – lecia klubu. Wszystko spięło się piękną klamrą. Czy celem, który przedstawiono przed Panem był właśnie awans ?
EW : - Ryszard Najsznerski mówił o próbie zaatakowania wyższej ligi.
Sam klub, miasto i otoczenie wywarły na mnie pozytywne wrażenie. Nie obiecywałem oczywiście niczego. Pamiętam, jak pewnego razu, przed treningiem, dyrektor pojawił się na treningu jednego z prominentnych członków Ministerstwa Górnictwa. Był to znak ambicji klubu. Sam Ryszard Najsznerski to fantastyczny człowiek. Otrzymałem od niego wolną rękę w budowaniu zespołu, nigdy też nie ingerował w mą pracę i decyzje czysto szkoleniowe. Podczas naszej pierwszej rozmowy, usłyszałem słowa :
„ – Panie Erwinie, planujemy w Nowej Rudzie budowę nowego stadionu, myślimy również o budowie nowoczesnej hali sportowej. Przydałby się awans na tę okoliczność ”.
PNR – K : - Z nostalgią w głosie wspomina Pan postać dyrektora kopalni i prezesa naszego klubu. Nie może być zresztą inaczej. A czy, przykładowo, inni działacze Piasta często pojawiali się podczas treningów, czy przedmeczowych zgrupowań w słupeckim hotelu?
EW : - Tego typu zwyczaje praktykowali – Panowie Stadnicki i Patyk. Czasem pod pretekstem kurtuazyjnej rozmowy, odwiedzali nas właśnie w hotelu, zdawkowo pytając o nastroje i sytuację przed kolejnym meczem. W domyśle – pragnęli zasięgnąć informacji o składzie i taktyce.
- Jak jutro, kim gramy ? ”- słyszałem nie raz i nie dwa. Zawsze wykręcałem się od odpowiedzi, tłumacząc się wymyślaniem koncepcji i czekającą mnie nocą, pełną przemyśleń.
Z uśmiechem na twarzy wspominam te momenty.
„ – Ale Pan nas robi na szaro ! ” – wypalił kiedyś Pan Patyk.
Jak widać, tłumaczenia nie zawsze pomagały.
Podczas jednego ze spotkań moja cierpliwość została wystawiona na poważną próbę. Opowiem Panom na tę okoliczność pewną sytuację. Pewnego razu, podczas meczu z Szombierkami Bytom w sezonie 1986/87, podbiegł do ławki rezerwowych zaaferowany Bolesław Kozaczka, też już niestety Świętej Pamięci. Działacze Piasta sprowadzili akurat młodego piłkarza z Zagłębia Lubin, Rogalskiego i z niecierpliwością oczekiwali jego pojawienia się na placu gry. „ Bolek ” przekazał mi polecenie, płynące wprost ze schodów znajdujących się w byłym domku klubowym :
„ – Słuchaj, Erwin. Patyk mówi, żebyś wpuścił na boisko tego Rogalskiego ”.
Oj, oberwało się wówczas memu asystentowi …
„ – Na pewno tego nie zrobię, to po pierwsze. A po drugie, Twoje miejsce jest tutaj, na ławce, a nie na schodach ”.
Kozaczka spuścił uszy po sobie, a Pan Patyk na pewien czas chyba się na mnie obraził.
Piłkarz Rogalski zakupiony został poza moimi plecami, poza tym, za wyniki i zmiany zawodników odpowiadałem tylko ja.
PNR – K : - Panie Trenerze, w momencie przybycia do naszego zespołu, zawodnik ten mierzył 180 centymetrów, przy wadze … 82 kilogramów! Chyba nie był z Panem w górach na obozie…
EW : - Przydałoby mu się, bez dwóch zdań. Sami więc Panowie widzicie, jak nierozsądne byłoby wpuszczenie go na boisko. Nie ukrywam, że już po zakończeniu tego spotkania wpadłem we wściekłość. Zauważył to dyrektor Najsznerski, pytając o samopoczucie.
„ – Przepraszam, ale jestem strasznie wkurzony !” – odpowiedziałem, po czym udałem się do Katowic wraz z piłkarzami Szombierek. Pozostawałem w dobrej komitywie z trenerem Zbigniewem Mygą, mogłem więc bez przeszkód udać się z jego podopiecznymi na Górny Śląsk.
(Trener Wojtyłko z kierownikiem Trzaskosiem i asystentem Brają)

PNR – K : - Zapewne ucieszy Pana informacja, że trener Myga wciąż żyje. Nieprzyjemne sytuacje należały chyba jednak do rzadkości ? Wolelibyśmy posłuchać o humorystycznych zdarzeniach, które zapadły Panu w pamięci z pobytu w Nowej Rudzie, więc jeśli Pan Trener będzie łaskaw…
EW : - Pewnego razu oczekiwałem na powrót zawodników . Piłkarze mieli zameldować się w pokojach o godzinie 22. Pani recepcjonistka na bieżąco informowała mnie, który z zawodników wrócił i o której godzinie. Już po czasie otrzymałem wiadomość o spóźnieniu.
Po pewnym czasie udałem się do pokoju, w którym przebywali nie przestrzegający reguł gracze. Jakie było moje zdziwienie, gdy po odsunięciu kołder ujrzałem ich …w ubraniach ! Sądzili zapewne, że mnie przechytrzą, udawali bowiem zaspanych.
Były to jednakże sporadyczne przypadki, atmosfera w Piaście należała do wyjątkowych. Chłopcy zwykle nie przekraczali ustalonych granic, nie sprawiali problemów. Stanowili grupę świadomych i odpowiedzialnych młodych ludzi.
PNR – K : - Panie Trenerze, musimy zapytać o Pańskie zdrowie.
EW : - Dziękuję, jest już lepiej. Udar, którego doznałem kilka lat temu, pozostawił oczywiście ślady. Przez dłuższy czas nie mówiłem, miewałem kłopoty z pamięcią. Nie poddaję się jednak, żmudnie pracuję i przechodzę rehabilitację. Ćwiczę regularnie, każdego dnia. Jedna rzecz nie daje mi spokoju. Podczas jednej z telefonicznych rozmów z Ryszardem Najsznerskim, już po moim udarze, dyrektor rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu :
- Musisz wyzdrowieć, bo chcę Cię jeszcze zobaczyć. Chcę Cię widzieć tu, we Wrocławiu ! ”.
Tymczasem wypadki potoczyły się trochę niespodziewanie. Stan zdrowia nie za bardzo pozwala nam obu na jakiekolwiek eskapady, pozostają więc tylko i wyłącznie rozmowy przez komórkę. Dobre i to, pogawędka z Ryszardem Najsznerskim to zawsze ogromna przyjemność.
PNR – K : - Proszę nie tracić nadziei, może kiedyś jeszcze się uda?
EW : - Może ? Nie ukrywam, że chciałbym bardzo, aby nadarzyła się ku temu okazja. Nie raz i nie dwa wzruszyłem się podczas naszej rozmowy, pewne wydarzenia tkwią jednak we mnie głęboko. W Nowej Rudzie wciąż gra się mecz w Jastrzębiu, czy zgodzą się Panowie ze mną?
PNR – K :- Bardzo trafnie Pan to ujął, to będzie także znakomity tytuł do naszego wywiadu. Oczywiście, gra się ten mecz, analizuje na wszelkie sposoby straconą bramkę i snuje się domysły. Odnosimy wrażenie, że będzie tak jeszcze przez długi czas. Ale to chyba dobrze? To ogromnie ważne wydarzenie i należy robić wszystko, by ocalić tę historię od zapomnienia.
EW : - Drodzy Panowie, przecież gdyby udało się nam awansować choć na jeden, rok, na jeden sezon… Jakże wielkie byłoby to osiągnięcie dla klubu i miasta! Parafrazując słowa Pana Drożdża, także i Nowa Ruda zapisałaby się w historii. Z tym, że o klasę wyżej. Kto wie zresztą, jakby się to wszystko potoczyło? Powtórzę raz jeszcze : lepszym zespołem był Piast.
I to Piast miałby większe szanse w tej lidze.
PNR – K : - Panie Trenerze, nie chcemy dłużej nadużywać Pańskiej gościnności. Chcielibyśmy bardzo serdecznie podziękować za dzisiejszą rozmowę. Głos nam się łamie ze wzruszenia, nigdy bowiem nie przypuszczaliśmy, że otrzymamy taką możliwość. To dla nas ogromny zaszczyt.
EW : - Naprawdę muszą Panowie już uciekać? Proszę zostać jeszcze chwilę, miło się rozmawia.
PNR – K : - Trzy godziny spędzone u Pana powodują, że czujemy się coraz bardziej niezręcznie.
EW : - Proszę więc pozdrowić sympatyków piłki nożnej w Nowej Rudzie. Ze swojej strony również dziękuję i zapraszam przy najbliższej okazji do Bielska.
PNR – K : - Na pewno przyjedziemy. Wszystkiego dobrego !

Serdeczne podziękowania dla Karoliny Szumskiej za pomoc w zorganizowaniu wywiadu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz