Piast Nowa Ruda - Kronika : - W końcu dotarliśmy do Bielska,
Panie Trenerze. Z dużym zainteresowaniem obserwowaliśmy spotkanie
Amerykanów z Nigerią, choć nie ukrywamy, że najważniejszym celem
naszej wizyty jest spotkanie z Panem.
Erwin Wojtyłko : - Bardzo mi przyjemnie. Cieszę się, że
Panowie przyjechali. Przygotowałem kilka zdjęć, posiedzimy,
powspominamy… Jakie wrażenie wywarło na Panach miasto i stadion ?
PNR – K : - Jak najbardziej pozytywne. To znakomite miejsce
do życia, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Góry i lasy
przypominają nam Nową Rudę. Stadion z kolei jest niezwykle
funkcjonalny, co ciekawe, zatrzymaliśmy się tuż obok obiektu, na
którym rozgrywane są Mistrzostwa Świata do lat 20.
EW : - Czyli w hotelu, kojarzonym ze Stalą Bielsko. Samo
miasto jest bardzo urokliwe i zachęcam do wyprawy w okoliczne góry.
Bliskość Szczyrku, czy Klimczoka stanowi atrakcję dla wszystkich
osób, które odwiedzają nasze tereny.
PNR – K : - Obawiamy się, że deficyt czasu uniemożliwi
nam odkrywanie niewątpliwych uroków Bielska – Białej. O ile
dobrze pamiętamy, urodził się Pan właśnie tutaj?
EW : - Tak, dom mój rodzinny usytuowany jest zresztą
niedaleko od obecnego miejsca zamieszkania. Urodziłem się w
dzielnicy Komorowice, która z czasem została „ wchłonięta ”
przez Bielsko. Mieszkam tu całe życie, czasem jednak zdarzało mi
się wyjeżdżać, jak chociażby w okresie gry w AKS-ie Niwka.
Małżonka Pana Erwina : - Mąż grał bardzo długo i ślubu
nie można było wziąć przez te ciągłe mecze…
PNR – K : - Uwielbiamy tego typu smaczki, dodają one uroku
naszym rozmowom. Czy Niwka była jedynym klubem, który reprezentował
Pan jako zawodnik?
EW :- Nie, kopałem jeszcze piłkę w jednym z dzielnicowych
klubów Bielska – Białej, był to Leszczyński Klub Sportowy.
Obecnie przebiega tam obwodnica w bezpośrednim sąsiedztwie drogi
prowadzącej do Szczyrku. W czasach studenckich grałem w klubie
Ligocianka, położonym w dzielnicy Katowice – Ligota. Natomiast
już po zakończeniu nauki propozycję powrotu w rodzinne strony, do
Budowlanych ( dzisiejszego Rekordu Bielsko – Biała ).
Postanowiłem jednak zostać na Górnym Śląsku.
W tym samym czasie jeden z moich kolegów, którego poznałem właśnie
w Katowicach , zaproponował me usługi w klubie o nazwie AKS Niwka.
W ten oto sposób nasze losy przecięły się po raz kolejny i tak
zostałem piłkarzem Niwki. Co ciekawe, prezes klubu również
pochodził z Bielska. Grałem tam bardzo długo, jeszcze w wieku 36
lat występowałem w barwach tego klubu. W tym okresie występowaliśmy
na zapleczu dawnej I ligi, w towarzystwie tak znakomitych zespołów,
jak Piast Gliwice, Szombierki Bytom czy Lech Poznań.
Pamiętajcie Panowie, że w owych czasach ambicją niemal wszystkich
dyrektorów kopalń było zajęcie jak najwyższego miejsca w ligowej
tabeli. Narady w zjednoczeniach przypominały targi. Niejednokrotnie
tematy, które poruszano na zebraniach nie miały zbyt wiele
wspólnego z realizacją planów wydobycia. Liczył się wynik i
udowodnienie swej wyższości na zielonej murawie. Dominowały
dysputy o piłce.
Pewnego razu, w trzecioligowej Niwce, rozgrywaliśmy niezwykle ważne
spotkanie z Górnikiem Wojkowice. Pełniłem wówczas funkcję
kapitana zespołu, przeto podczas rozgrzewki podszedł do mnie
dyrektor jednej z kopalń i w krótkich słowach przypomniał o
randze czekającego nas pojedynku.
„- Wiesz, Erwin, dziś jest ważny mecz. Powiedz chłopakom,
żeby powalczyli, w przypadku zwycięstwa czeka na Was podwójna
premia ”.
Wygraliśmy to spotkanie 1-0, a dyrektor wywiązał się z
obietnicy. Możliwość uczestniczenia w naradzie z wysoko
podniesioną głową miała jednakże dla niego wyjątkowe znaczenie.
Takie to właśnie były czasy, gra toczyła się nie tylko na
boisku.
PNR – K : - Podobnie bywało i w Dolnośląskim Zagłębiu
Węglowym. Naszą rozmowę zdominuje noworudzki okres Pana aktywności
szkoleniowej, pozwolimy sobie zatem już na wstępie zadać
następujące pytanie : jakie jest Pana pierwsze skojarzenie związane
z Nową Rudą i Piastem ?
EW : - Chyba nie będę zbyt oryginalny. Baraże o I ligę i
mecz rewanżowy rozegrany w Jastrzębiu – Zdroju.
PNR – K : - A więc jednak… W rozmowach telefonicznych
często porusza Pan ten wątek, nawet pomimo upływu ponad
trzydziestu lat od tych wydarzeń. Jastrzębie nie daje Panu spokoju,
prawda?
EW : - Niestety. Nie mam na to wpływu, a żal i poczucie
straconej szansy prześladują mnie do dziś. Bolą przede wszystkim
okoliczności, w jakich doszło do końcowych rozstrzygnięć.
PNR – K : - Piast był zespołem lepszym od Jastrzębia.
Powtarzamy te słowa, niczym mantrę, jest to jednak pochodna rozmów
z zawodnikami reprezentującymi zielono – biało – czarne barwy w
sezonie 1987/88.
EW : - Mieliśmy lepszy zespół, nastawiony na ofensywną,
przyjemną dla oka grę. Już pierwszy mecz, ten w Nowej Rudzie,
powinien zakończyć się naszym zwycięstwem. Nawet mimo zmian w
składzie i braku pauzujących za żółte kartki Rosiaka, Duraja i
Dziarmagi.
Przed meczami barażowymi kilkakrotnie pojawiłem się na ulicy
Kasztanowej w Jastrzębiu, by z bliska przyjrzeć się grze naszych
przeciwników. GKS, prowadzony przez mego dobrego znajomego –
Ryszarda Dudę, jawił mi się jako zespół do ogrania, pozostający
w naszym zasięgu.
PNR – K :- Podczas naszej rozmowy z trenerem Dudą, w dość
stanowczych słowach skomentował on wynik barażowego dwumeczu :
„- Skoro grali tak dobrze, to dlaczego nie awansowali ? ”-
retorycznie pytał Ryszard Duda.
EW : - W okresie, w którym trenowałem Jastrzębie, jeden,
jedyny raz poruszyliśmy ten temat. Podczas zebrania z członkami
zarządu, padło swobodne nawiązanie do noworudzkiego Piasta i
rywalizacji obu zespołów. Wówczas to ja zadałem następujące
pytanie :
„- Panowie, długo funkcjonujemy w piłkarskim biznesie. Czy Wy
myślicie, że ja o niczym nie wiem? Wydaje Wam się, że nie znam
pewnych mechanizmów, pewnych faktów ? ”. Odpowiedzią
działaczy było wymowne milczenie i nigdy więcej nie powracaliśmy
do tych kwestii. Co ciekawe, gdy Jastrzębie broniło się przed
spadkiem z elity, wówczas otrzymałem propozycję pracy w tym
klubie. Nie byłem jednak zainteresowany przejęciem zespołu, w
mojej opinii nie miał on większych szans, by zachować ligowy byt i
tak się rzeczywiście stało. Wracając do wspomnień z okresu
noworudzkiego, mecz na ulicy Sportowej powinniśmy wygrać. Na to
zresztą nastawialiśmy się. To Piast był stroną przeważającą.
Mimo kilku dobrych okazji, gościom udało się zachować czyste
konto. Spora w tym zasługa bramkarza Matusiaka, który rozegrał
kapitalny mecz.
PNR – K : - Co mówił Pan w szatni przed decydującą
rozgrywką ?
EW : - Niewiele. Nastawialiśmy się na walkę, zdawaliśmy
sobie sprawę, że o sukces będzie zdecydowanie trudniej, niż kilka
dni wcześniej w Nowej Rudzie. Szansy na powodzenie upatrywałem
między innymi w dość dojrzałym piłkarsko wieku graczy
Jastrzębia. Łuczak, czy Kuśmierski mieli już ponad 30 lat, inni
niewiele mniej. Tego dnia panował okropny upał, ewentualna dogrywka
stanowiłaby szansę dla naszych chłopców. Niestety, nie doszło do
dogrywki i karnych, a te trenowaliśmy podczas przedmeczowego
zgrupowania w Chybiu.
(Barażowy rewanż w Jastrzębiu)
PNR – K : - Jak więc było z tą bramką dla Jastrzębia? I
co z Andrzejem Kretkiem ?
EW : - Był bardzo dobrym bramkarzem, zresztą to ja
namawiałem działaczy Piasta by pozyskali go z rezerw wrocławskiego
Śląska. Można powiedzieć, że właśnie w Nowej Rudzie Kretek
wypromował się i dał poznać jako dużej klasy fachowiec. Niemniej
jednak, powinien obronić uderzenie Marka Tekieli. Z perspektywy
ławki trenerskiej, stracona przez nas bramka wyglądała dziwnie, by
nie powiedzieć – kuriozalnie. Inna sprawa, że poziom
zaprezentowany przez arbitra Orłowskiego pozostawał wiele do
życzenia. To się po prostu nie mogło udać.
PNR – K : - Co pomyślał Pan po golu zdobytym przez
Tekielę?
EW : - „- To koniec ” (…).
PNR – K : - Wspomnienie tego spotkania wywołuje u Pana
spore emocje, zmieńmy więc może temat i skupmy na Pańskiej pracy
w Górniku Knurów. Trafił Pan tam właśnie po barażach z
Jastrzębiem, latem 1988 roku. Górnik, podobnie, jak Piast, nie
zdołał wywalczyć promocji do Ekstraklasy. W meczach z Wisłą
Kraków lepsi okazali się gracze reprezentujący Gwardyjskie
Towarzystwo Sportowe.
EW : - Doceniam Panów troskę, lecz wspomnieniom, które
zachowałem z Górnika, również towarzyszą spore emocje.
Niekoniecznie pozytywne. O dwumeczu z Wisłą krążyły legendy,
podobnie jak o okolicznościach, w których piłkarze z Knurowa
przegrali walkę o awans.
Sezon później przydarzył się kolejny spadek, już do III ligi.
Problem polegał na tym, że w drużynie Górnika nie wszyscy grali
do jednej bramki. Żeby nie być gołosłownym przytoczę Panom pewną
sytuację. Podczas pracy w tym klubie, oglądałem pewnego razu mecz
moich podopiecznych, zarejestrowany na kasecie VHS. W pewnym
momencie, po straconej przez nas w dziwnych okolicznościach bramce ,
dobiegł mniej głos z trybun :
„ – Zobacz, jak oni to sprytnie robią (…) ”. W jednej
chwili otworzyły mi się oczy ! Przeanalizowałem sytuacje, po
których traciliśmy kolejne bramki i wreszcie wszystko zaczęło mi
się układać w logiczną całość. Wybaczcie Panowie, ale czy w
normalnej, sportowej rywalizacji możliwe jest utworzenie wolnego
korytarza, którym nie atakowany przez nikogo gracz przeciwnika
spokojnie biegnie z piłką przez kilkadziesiąt metrów i umieszcza
futbolówkę w siatce? Przecież to niedopuszczalne. Takich sytuacji
było więcej. Pewnego razu, przed jednym z treningów, zebrałem
zespół w szatni i powiedziałem wprost :
„- Panowie, ze smutkiem muszę przyznać, ze niektórzy w tej
drużynie grają przeciw Wam i przeciw trenerowi również ”.
Co ciekawe, sami zainteresowani z pokorą przyznali się do
zarzucanych im czynów. Górnik Knurów był drużyną ze sporym
potencjałem, lecz pewnych rzeczy najzwyczajniej w świecie nie udało
się obejść. Miło wspominam współpracę z prezesem Egonem
Rolnikiem, ale równocześnie utkwiły mi w pamięci mecze ze Stalą
Stalowa Wola i Miedzią Legnica.
PNR – K : - Analizując wyniki Piasta i Górnika Knurów
zauważamy pewną prawidłowość. W sezonie 1987/88 oba kluby
bezskutecznie rywalizowały w barażach o Ekstraklasę, by rok
później opuścić jej zaplecze.
EW : - Na tym polega urok piłki. Po spadku z drugiej ligi
wspominany wcześniej Egon Rolnik stwierdził :
„ – Trudno, skoro nie chcą grać w drugiej lidze, to będą
grać w trzeciej ”.
Piast, jak doskonale pamiętam, niespodziewanie nie sprostał Stali
Stocznia Szczecin. Przed sezonem 1989/90 otrzymałem telefon z
propozycją powrotu do Nowej Rudy i zbudowania zespołu, który
powróci na szczebel centralny. Zdecydowałem się na powrót do
Piasta, kosztem oferty, którą otrzymałem od przedstawicieli
Polonii Bytom.
Niestety, to Raków Częstochowa cieszył się z awansu, nam
przypadła w udziale trzecia lokata.
PNR – K : - Zastał Pan także inne realia w noworudzkim
klubie.
EW : - Nowy dyrektor kopalni nie wydawał mi się zbyt wielkim
entuzjastą piłki. Sam zespół był w przebudowie, odeszli piłkarze
tej klasy, co Sawczuk, czy Świerczyński i pierwsza runda w naszym
wykonaniu nie należała do najbardziej udanych. Wiosną było już
zdecydowanie lepiej, oczywiście do momentu pechowej porażki
odniesionej w Częstochowie.
PNR : - K : - Analizując Pańską karierę trenerską nie
można pominąć ogromnego sukcesu, który stał się Pana udziałem
w Krysztale Stronie Śląskie. Awans do drugiej ligi był wspaniałym
osiągnięciem. W jakich okolicznościach pojawił się Pan na Dolnym
Śląsku?
EW : - W silnym przed Zagłębiu Wałbrzych, działał
animator sportu i popularyzator piłki nożnej – Pan Makselon. Jego
ambicją było zbudowanie mocnego klubu, który stałby się
konkurencją dla wałbrzyskiego Górnika. Sporym zaangażowaniem
imponował również pochodzący ze Śląska Pan Okoń, mój były
trener z Leszczyńskiego. Pewnego razu właśnie Pan Okoń
poinformował mnie o prezesie pewnego klubu, poszukującego
odpowiedniej osoby na stanowisko pierwszego trenera. Do dziś
pamiętam nawet przebieg naszej rozmowy, którą pozwolę sobie
przytoczyć :
„ – Do Makselona zgłosił się prezes klubu ze Stronia,
który szuka trenera. Chciałbyś tam iść i spróbować swoich sił
?”.
Miałem w swoim życiu szczęście do dobrych ludzi, udałem się
więc na Dolny Śląsk.
Druga liga w niewielkim Stroniu Śląskim jawiła się jako
niewyobrażalna historia.
Nie byłoby tego sukcesu bez zaangażowania Kazimierza Drożdża,
człowieka wielce zasłużonego dla lokalnej społeczności i
wielkiego entuzjasty piłki nożnej.
Szczerze mówiąc, byłem odrobinę sceptyczny, czasem wręcz
starałem się tonować entuzjazm prezesa i jego marzenia o poważnej
piłce w Stroniu. W tamtej drugiej lidze grały między innymi :
Lechia Gdańsk, GKS Katowice, czy Stal Stocznia. Kazimierz Drożdż
ujął mnie jednak zdaniem, które zapamiętałem do dziś :
„- Panie trenerze, może i po roku spadniemy, ale awansujemy do
tej drugiej ligi i napiszemy historię ” .
No i napisaliśmy tę historię, której nie odbierze Kryształowi
nikt. Pozostaję w kontakcie z prezesem, a jako ciekawostkę podam
Panom fakt, iż pod moim okiem szlifował swój talent w Stroniu
Śląskim późniejszy wielokrotny reprezentant Polski – Ryszard
Komornicki. Niejednokrotnie miewał on do mnie pretensje, gdy
zdejmowałem go z boiska przed upływem 90. minuty. Był jednak zbyt
słaby fizycznie, by sprostać wymogom intensywności gry przez całe
spotkanie.
PNR – K : - Na szerokie wody wypłynął Komornicki w
Zabrzu, seryjnie zdobywając mistrzostwo Polski z Górnikiem.
Tymczasem w maju 1988 roku także w Nowej Rudzie zagościł zespół,
który po upływie kilkunastu miesięcy okazał się najlepszym w
kraju. W stawce drugoligowych drużyn chorzowski Ruch był poza
zasięgiem.
EW : - Bez dwóch zdań. Grali inaczej, szybko, z polotem,
mieli w składzie piłkarzy tej klasy, co Warzycha, Szuster, Bąk,
czy Kołodziejczyk w bramce. To byli piłkarze wysokiej klasy.
Szkoda mi tylko trenera Wyrobka, który zmarł dość
niespodziewanie, w okresie pracy w Zagłębiu Sosnowiec. To ogromna
strata. Jurek Wyrobek był człowiekiem oddanym piłce,
stuprocentowym profesjonalistą i trenerem o ustalonej renomie.
PNR – K : - Przywołując postać świętej pamięci trenera
Wyrobka, użył Pan znamiennego słowa – „ profesjonalizm ”. W
swych „ Piłkarskich wspomnieniach ” kapitan prowadzonego przez
Pana zespołu, Ryszard Rosiak, zwracał uwagę właśnie na ten
aspekt.
EW : - Wszystko mieliśmy dopięte na ostatni guzik. Dyrektor
kopalni, Pan Najsznerski, wysyłał specjalnie oddelegowaną osobę z
kamerą, która filmowała mecze nasze i naszych przeciwników. Był
nim Pan Ziembiński. Pewnego razu gościłem na meczu w Chorzowie,
gdzie obserwowałem zmagania Ruchu. W drodze powrotnej uciąłem
sobie pogawędkę z jednym z obserwatorów, który udawał się do
Wałbrzycha. Ten, gdy ujrzał w pokoju hotelowym stos kaset video,
nie potrafił ukryć swego zdziwienia :
„ – Czy trener ogląda wszystkie mecze i prowadzi notatki? Na
tym polega Pana praca? Muszę przyznać, że dotąd nie spotkałem
się z takim podejściem do swych obowiązków ”.
Regularne badania, które przechodzili zawodnicy na katowickim AWF-ie
stanowiły kolejny przykład sumiennego podejścia do tematu.
Monitorowaliśmy wysiłek piłkarzy, starannie dozując im
obciążenia. Współpracowaliśmy z wysokiej klasy specjalistami, z
którymi konsultowaliśmy wyniki. Pewnego rodzaju innowacjami stały
się też odnowy biologiczne, czy nawet maści przeznaczone tylko i
wyłącznie dla sportowców.
PNR – K : - Nie lubimy zbytnio rozmawiać o personaliach,
ale czy przypomina Pan sobie nazwiska zawodników osiągających
najlepsze wyniki podczas biegowych sprawdzianów?
Przykładowo, Andrzej Lubieniecki mógł chyba biegać przez cały
czas, od jednego pola karnego, do drugiego.
EW : - Wydolność i kondycję Lubienieckiego potwierdzały
wyniki testów biegowych. Oprócz niego, bardzo dobrze prezentował
się w tym aspekcie Świerczyński, a także Rosiak i Józef Borcoń.
Ten ostatni, do spółki z Józefem Ciołkiem, stanowił prawdziwy
wzór do naśladowania.
Pewnego razu, w trakcie jednego z obozów, odwiedził nas Ryszard
Najsznerski.
Dyrektor osobiście przywitał się z każdym z zawodników,
odwiedzając ich w pokojach.
Witając się ze mną, stwierdził :
„ – Trenerze, przecież w pokoju Borconia i Ciołka wszystko
aż lśni ! Wchodząc do nich poczułem się, jakbym był w domu ”.
PNR – K : - Z kolei Pańskim domem zawsze było Bielsko.
EW : - Tak, to szczególne dla mnie miejsce. Pracowałem w
różnych miejscach i w rozmaitych klubach, zawsze jednak wracałem
tu, do siebie. Spędzałem oczywiście długie godziny w pociągach,
tak było na przykład w okresie, gdy prowadziłem Metal Kluczbork.
PNR – K : - Mamy rozumieć, że dojeżdżał Pan pociągiem
z Bielska – Białej do Kluczborka?
EW : - Tak właśnie było. Wstawałem o 3.30, co przy
powiększającej się rodzinie stanowiło niekiedy pewien dyskomfort
dla pozostałych domowników. Pociągiem udawałem się na trening, a
w weekendy graliśmy mecze. W tak zwanym międzyczasie doglądałem
budowy domu, często sam angażując się w prace. Zdarzyło się i
tak, że postawiona przeze mnie ściana wyglądała solidniej od
tych, które stawiali budowlańcy.
Bielsko jest piękne, bardzo się cieszę, że i Panom przypadło do
gustu.
PNR – K : - Panie Trenerze, wracamy do Nowej Rudy. Wszystko
zaczęło się wiosną 1985 roku, gdy w 27. kolejce spotkań trzeciej
ligi noworudzki Piast udał się do Rybnika. Zdymisjonowany trener
Tadeusz Nowak pozostał w domu, Pan tymczasem został zaproszony na
rozmowy w sprawie objęcia zespołu. Mediatorem w negocjacjach miał
zostać Leszek Szafraniec.
EW : - Świętej Pamięci Leszka miałem okazję poznać
właśnie w Stroniu, dokąd trafił on po powrocie z Francji.
Pozostawaliśmy w dobrej komitywie, często nocował w hotelu, gdy
odbywaliśmy dwa treningi. Leszek zaproponował spotkanie, do którego
doszło właśnie w Rybniku. Resztę Panowie znają, sam zresztą
czytałem wspomnienia Ryszarda Rosiaka.
PNR – K : - Awans do II ligi miał miejsce w roku obchodów
40 – lecia klubu. Wszystko spięło się piękną klamrą. Czy
celem, który przedstawiono przed Panem był właśnie awans ?
EW : - Ryszard Najsznerski mówił o próbie zaatakowania
wyższej ligi.
Sam klub, miasto i otoczenie wywarły na mnie pozytywne wrażenie.
Nie obiecywałem oczywiście niczego. Pamiętam, jak pewnego razu,
przed treningiem, dyrektor pojawił się na treningu jednego z
prominentnych członków Ministerstwa Górnictwa. Był to znak
ambicji klubu. Sam Ryszard Najsznerski to fantastyczny człowiek.
Otrzymałem od niego wolną rękę w budowaniu zespołu, nigdy też
nie ingerował w mą pracę i decyzje czysto szkoleniowe. Podczas
naszej pierwszej rozmowy, usłyszałem słowa :
„ – Panie Erwinie, planujemy w Nowej Rudzie budowę nowego
stadionu, myślimy również o budowie nowoczesnej hali sportowej.
Przydałby się awans na tę okoliczność ”.
PNR – K : - Z nostalgią w głosie wspomina Pan postać
dyrektora kopalni i prezesa naszego klubu. Nie może być zresztą
inaczej. A czy, przykładowo, inni działacze Piasta często
pojawiali się podczas treningów, czy przedmeczowych zgrupowań w
słupeckim hotelu?
EW : - Tego typu zwyczaje praktykowali – Panowie Stadnicki
i Patyk. Czasem pod pretekstem kurtuazyjnej rozmowy, odwiedzali nas
właśnie w hotelu, zdawkowo pytając o nastroje i sytuację przed
kolejnym meczem. W domyśle – pragnęli zasięgnąć informacji o
składzie i taktyce.
„- Jak jutro, kim gramy ? ”- słyszałem nie raz i nie
dwa. Zawsze wykręcałem się od odpowiedzi, tłumacząc się
wymyślaniem koncepcji i czekającą mnie nocą, pełną przemyśleń.
Z uśmiechem na twarzy wspominam te momenty.
„ – Ale Pan nas robi na szaro ! ” – wypalił kiedyś
Pan Patyk.
Jak widać, tłumaczenia nie zawsze pomagały.
Podczas jednego ze spotkań moja cierpliwość została wystawiona na
poważną próbę. Opowiem Panom na tę okoliczność pewną
sytuację. Pewnego razu, podczas meczu z Szombierkami Bytom w sezonie
1986/87, podbiegł do ławki rezerwowych zaaferowany Bolesław
Kozaczka, też już niestety Świętej Pamięci. Działacze Piasta
sprowadzili akurat młodego piłkarza z Zagłębia Lubin, Rogalskiego
i z niecierpliwością oczekiwali jego pojawienia się na placu gry.
„ Bolek ” przekazał mi polecenie, płynące wprost ze schodów
znajdujących się w byłym domku klubowym :
„ – Słuchaj, Erwin. Patyk mówi, żebyś wpuścił na boisko
tego Rogalskiego ”.
Oj, oberwało się wówczas memu asystentowi …
„ – Na pewno tego nie zrobię, to po pierwsze. A po drugie,
Twoje miejsce jest tutaj, na ławce, a nie na schodach ”.
Kozaczka spuścił uszy po sobie, a Pan Patyk na pewien czas chyba
się na mnie obraził.
Piłkarz Rogalski zakupiony został poza moimi plecami, poza tym, za
wyniki i zmiany zawodników odpowiadałem tylko ja.
PNR – K : - Panie Trenerze, w momencie przybycia do naszego
zespołu, zawodnik ten mierzył 180 centymetrów, przy wadze … 82
kilogramów! Chyba nie był z Panem w górach na obozie…
EW : - Przydałoby mu się, bez dwóch zdań. Sami więc
Panowie widzicie, jak nierozsądne byłoby wpuszczenie go na boisko.
Nie ukrywam, że już po zakończeniu tego spotkania wpadłem we
wściekłość. Zauważył to dyrektor Najsznerski, pytając o
samopoczucie.
„ – Przepraszam, ale jestem strasznie wkurzony !” –
odpowiedziałem, po czym udałem się do Katowic wraz z piłkarzami
Szombierek. Pozostawałem w dobrej komitywie z trenerem Zbigniewem
Mygą, mogłem więc bez przeszkód udać się z jego podopiecznymi
na Górny Śląsk.
(Trener Wojtyłko z kierownikiem Trzaskosiem i asystentem Brają)
PNR – K : - Zapewne ucieszy Pana informacja, że trener Myga
wciąż żyje. Nieprzyjemne sytuacje należały chyba jednak do
rzadkości ? Wolelibyśmy posłuchać o humorystycznych zdarzeniach,
które zapadły Panu w pamięci z pobytu w Nowej Rudzie, więc jeśli
Pan Trener będzie łaskaw…
EW : - Pewnego razu oczekiwałem na powrót zawodników .
Piłkarze mieli zameldować się w pokojach o godzinie 22. Pani
recepcjonistka na bieżąco informowała mnie, który z zawodników
wrócił i o której godzinie. Już po czasie otrzymałem wiadomość
o spóźnieniu.
Po pewnym czasie udałem się do pokoju, w którym przebywali nie
przestrzegający reguł gracze. Jakie było moje zdziwienie, gdy po
odsunięciu kołder ujrzałem ich …w ubraniach ! Sądzili zapewne,
że mnie przechytrzą, udawali bowiem zaspanych.
Były to jednakże sporadyczne przypadki, atmosfera w Piaście
należała do wyjątkowych. Chłopcy zwykle nie przekraczali
ustalonych granic, nie sprawiali problemów. Stanowili grupę
świadomych i odpowiedzialnych młodych ludzi.
PNR – K : - Panie Trenerze, musimy zapytać o Pańskie
zdrowie.
EW : - Dziękuję, jest już lepiej. Udar, którego doznałem
kilka lat temu, pozostawił oczywiście ślady. Przez dłuższy czas
nie mówiłem, miewałem kłopoty z pamięcią. Nie poddaję się
jednak, żmudnie pracuję i przechodzę rehabilitację. Ćwiczę
regularnie, każdego dnia. Jedna rzecz nie daje mi spokoju.
Podczas jednej z telefonicznych rozmów z Ryszardem Najsznerskim, już
po moim udarze, dyrektor rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu :
„- Musisz wyzdrowieć, bo chcę Cię jeszcze zobaczyć. Chcę
Cię widzieć tu, we Wrocławiu ! ”.
Tymczasem wypadki potoczyły się trochę niespodziewanie. Stan
zdrowia nie za bardzo pozwala nam obu na jakiekolwiek eskapady,
pozostają więc tylko i wyłącznie rozmowy przez komórkę. Dobre i
to, pogawędka z Ryszardem Najsznerskim to zawsze ogromna
przyjemność.
PNR – K : - Proszę nie tracić nadziei, może kiedyś
jeszcze się uda?
EW : - Może ? Nie ukrywam, że chciałbym bardzo, aby
nadarzyła się ku temu okazja. Nie raz i nie dwa wzruszyłem
się podczas naszej rozmowy, pewne wydarzenia tkwią jednak we mnie
głęboko. W Nowej Rudzie wciąż gra się mecz w Jastrzębiu, czy
zgodzą się Panowie ze mną?
PNR – K :- Bardzo trafnie Pan to ujął, to będzie także
znakomity tytuł do naszego wywiadu. Oczywiście, gra się ten mecz,
analizuje na wszelkie sposoby straconą bramkę i snuje się domysły.
Odnosimy wrażenie, że będzie tak jeszcze przez długi czas. Ale to
chyba dobrze? To ogromnie ważne wydarzenie i należy robić
wszystko, by ocalić tę historię od zapomnienia.
EW : - Drodzy Panowie, przecież gdyby udało się nam
awansować choć na jeden, rok, na jeden sezon… Jakże wielkie
byłoby to osiągnięcie dla klubu i miasta! Parafrazując słowa
Pana Drożdża, także i Nowa Ruda zapisałaby się w historii. Z
tym, że o klasę wyżej. Kto wie zresztą, jakby się to wszystko
potoczyło? Powtórzę raz jeszcze : lepszym zespołem był Piast.
I to Piast miałby większe szanse w tej lidze.
PNR – K : - Panie Trenerze, nie chcemy dłużej nadużywać
Pańskiej gościnności. Chcielibyśmy bardzo serdecznie podziękować
za dzisiejszą rozmowę. Głos nam się łamie ze wzruszenia, nigdy
bowiem nie przypuszczaliśmy, że otrzymamy taką możliwość. To
dla nas ogromny zaszczyt.
EW : - Naprawdę muszą Panowie już uciekać? Proszę zostać
jeszcze chwilę, miło się rozmawia.
PNR – K : - Trzy godziny spędzone u Pana powodują, że
czujemy się coraz bardziej niezręcznie.
EW : - Proszę więc pozdrowić sympatyków piłki nożnej w
Nowej Rudzie. Ze swojej strony również dziękuję i zapraszam przy
najbliższej okazji do Bielska.
PNR – K : - Na pewno przyjedziemy. Wszystkiego dobrego !
Serdeczne podziękowania dla Karoliny Szumskiej za pomoc w
zorganizowaniu wywiadu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz