Gdybym posiadał moc czarodziejską, zażyczyłbym sobie kapsuły
czasu. Na potrzeby niniejszego tekstu przeniosłaby nas ona do
odległego, lecz niezwykle ważnego w dziejach tutejszej kopanej
okresu. Pół wieku temu z okładem piłka nożna do spółki z
komercjalizacją nie obdarzały się jeszcze zbyt namiętnymi
pocałunkami, a i klubowi działacze wykazywali się większą
trzeźwością … nie tylko umysłu. W trosce o zdrowie psychiczne
Czytelników ominiemy jednak ten temat szerokim łukiem.
Sebastian Piątkowski – witam i zapraszam do lektury opowieści o
pewnym meczu futbolowym. Nie zapisał się on w historii Piasta
złotymi zgłoskami, lecz dla rywali stanowił kres marzeń o awansie
do dawnej pierwszej ligi. Piast Nowa Ruda kontra Lech Poznań !
ODTWARZAJĄC
DAWNE FILMY I SUKCESY DRUGIEJ LIGI…
W świadomości kibiców piłki nożnej w całym kraju dominuje
przekonanie, iż sukcesy noworudzkiego Piasta wiążą się tylko i
wyłącznie z barażami o Ekstraklasę, czy udanymi występami w
Pucharze Polski w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych
ubiegłego wieku. Nic bardziej mylnego. Druga liga to nie tylko
Andrzej Kretek, Bogdan Marchewka, czy Andrzej Świerczyński (przy
ogromnym szacunku do wyżej wymienionych).
Naznaczona wartościowymi osiągnięciami druga połowa lat
pięćdziesiątych jawi się niemal jako… prehistoria, być może
także z racji specyficznych czasów, czy trudów dnia codziennego.
Zawiły to okres w dziejach naszej Ojczyzny, kojarzący się jako
„szary”, czasem wręcz „smutny”.
Promocja do drugiej ligi, uzyskana w październiku 1957 roku,
stanowić musiała dla społeczności naszego miasta uzasadniony
powód do dumy. Pozostawienie w pokonanym polu między innymi Polonii
Warszawa, odbiło się głośnym echem wśród piłkarskiej
społeczności. O piłkarzach z górniczego miasteczka nagle zrobiło
się głośno, pojawiło się też zainteresowanie ich usługami ze
strony innych klubów. Stanisław Szymura, bracia Książkowie, Karol
Zaczek i spółka stali się synonimami pierwszych, niesłusznie
przykrytych kurzem, sukcesów tutejszego piłkarstwa. Nigdy o nich
nie zapominajmy! Między innymi dzięki ich postawie, historyczny
sezon 1958 zakończyli piłkarze Piasta na bezpiecznej, dziewiątej
pozycji w tabeli. Mistrzostwo drugiej ligi uzyskała szczecińska
Pogoń, dowodzona przez legendarnego Floriana Krygiera. Co ciekawe,
szkoleniowiec szczecinian tuż przed rozpoczęciem meczu na ulicy
Sportowej poddawał w wątpliwość wymiary kameralnego
obiektu…osobiście licząc stawiane kroki i mierząc długość
boiska. Założyciel Pogoni i patron pozostającego w przebudowie
stadionu Pogoni dożył aż 99 lat! Zatem już w latach
pięćdziesiątych pojawiały się w naszym mieście persony wybitne.
Niestety, rok 1959 nie był udany dla ulubieńców Nowej Rudy.
Ledwie 3 zwycięstwa i zaledwie 11 ugranych „oczek” zwiastowały
najgorsze. W stawce 12 drużyn wchodzących w skład Grupy Północnej
drugiej ligi, górnicy z Nowej Rudy wyprzedzili jedynie Pomorzanina
Toruń, z hukiem opuszczając centralny szczebel polskiego
piłkarstwa. I to na długich 29 lat! Między Bogiem, a prawdą –
już sam rzut oka na bilans bramkowy odzwierciedlał niską lokatę w
tabeli. 55 straconych bramek w 22 meczach nie wystawiało defensywnie
zorientowanym graczom zbyt dobrego świadectwa. Miarę bezradności
futbolistów znad Włodzicy stanowiły 4 kolejne serie gier,
przytaczane niechętnie, jedynie z poczucia obowiązku. Przyjrzyjmy
się zatem wynikom uzyskiwanym przez naszego Piasta w przedziale od
11 do 15 kolejki sezonu 1959 :
- Polonia Warszawa – Piast Nowa Ruda 5:0
- Piast Nowa Ruda – Odra Opole 0:5
- Olimpia Poznań – Piast Nowa Ruda 3:0
- Zawisza Bydgoszcz – Piast Nowa Ruda 7:0 …
Okrutny, wręcz szokujący bilans. Żądne rewanżu po barażowym
niepowodzeniu „Czarne Koszule” nie miały litości dla
przyjezdnych z Nowej Rudy, a zasłonę milczenia należałoby spuścić
przede wszystkim na okoliczność omawiania meczu w Bydgoszczy.
Nadmieńmy zatem jedynie, że w barwach Zawiszy pojawili się na
placu gry : zmarły kilka miesięcy temu ojciec obecnego prezesa
PZPN-u – Józef Boniek, a także późniejszy znany trener ligowy –
Bronisław Waligóra.
Przed meczem z Odrą Opole rozegrali piłkarze Piasta szereg
sparingów, między innymi z Cracovią (3-1), czy chorzowskim Ruchem
(2-4). Chwaleni za ambitną postawę i zwyżkującą formę zawiedli
jednakże na całej linii. Marne pocieszenie stanowił fakt, że to
właśnie Odra wygrała rywalizację w całym sezonie. 20 straconych
bramek w 4 kolejnych meczach! Nieprawdopodobne, nawet po upływie
kilkudziesięciu lat.
Co ciekawe, w 16 serii gier skazywani na pożarcie noworudzianie
zmierzyli się z mocnym Śląskiem Wrocław ( a dokładniej rzecz
ujmując - CWKS-em ). Wynik? 2:2! Niespodziewane przełamanie
nastąpiło więc w starciu z jednym z faworytów zmagań. Zwolennicy
piłki kopanej w Nowym Karczowisku wciąż żyją nadzieją, że
kiedyś w Ekstraklasie ze Śląskiem Wrocław zagramy.
Póki co, wystarczyć nam muszą retrospekcje z ubiegłego wieku.
ELITA MĘŻCZYZN WALCZĄCYCH DO KOŃCA
Zanim widmo degradacji zajrzało piłkarzom Piasta w oczy, doszło w
Nowej Rudzie do arcyciekawie zapowiadającego się spotkania. 25
października 1959 roku pojawili się w naszym urokliwym miasteczku
gracze poznańskiego Lecha. Zaprawieni w ligowych bojach goście
zdawali się być zdecydowanym faworytem starcia. Aspiracje piłkarzy
z Grodu Przemysława sięgały pierwszej ligi, czemu zresztą trudno
się dziwić. Już w 1948 roku posmakowali poznaniacy futbolu na
najwyższym poziomie i występy na drugim szczeblu rozgrywek
stanowiły dla mieszkańców Wielkopolski niemalże dyshonor. W
początkach lat pięćdziesiątych podziwiano w Poznaniu grę
legendarnych członków tercetu ABC, znanych sympatykom sportu nie
tylko w Wielkopolsce. Teodor Anioła, Edmund Białas i Henryk
Czapczyk zadziwiali skutecznością i rozmachem. W 44 spotkaniach, w
których razem wystąpili, zdobył „Kolejarz” aż 112 bramek!
Skutecznością imponował zwłaszcza Anioła, trzykrotny król
strzelców ligi polskiej. Edmund Białas to z kolei pierwszy w
historii lechita, który dostąpił zaszczytu gry w reprezentacji
Polski. Boiskowy charakter Henryka Czapczyka ukształtowała
natomiast druga wojna światowa, warto nadmienić, że wieloletni
szkoleniowiec Lecha dowodził oddziałem szturmowym AK, za co został
odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Wspaniali
piłkarze oraz wyjątkowi ludzie. Wybitne postaci, docenieni przez
piłkarską społeczność Poznania. Patronami trybun Stadionu
Miejskiego w stolicy Wielkopolski są właśnie członkowie tercetu
ABC. W pełni zasłużenie.
Skłonność do popadania w melancholię przez autora tekstu,
skutkuje rozmaitymi przemyśleniami. Ochłońmy na chwilę i
zastanówmy się, co by było, gdyby…
Kilka tygodni wstecz, na oficjalnej stronie Piasta z Nowej Rudy
pojawiła się zapomniana makieta stadionu przy ulicy Sportowej. Jak
skądinąd słusznie zauważył administrator, obiekt w tejże formie
budziłby zachwyt również i dziś. A gdyby tak historia potoczyła
się nieco inaczej? Gdyby drugoligowa przygoda z lat pięćdziesiątych
trwała dłużej, gdyby udało się awansować do Ekstraklasy kosztem
Jastrzębia, gdyby… obiekt przy ulicy Sportowej doczekał się
zmian, uwypuklonych właśnie na wspomnianym projekcie?
Stanisław Szymura, czy inny Andrzej Świerczyński w roli patronów
poszczególnych trybun? Idylla. Wróćmy może do meczu…
Pojedynek zapowiadał się ciekawie i takim był w istocie. Nudne
mecze nie mają racji bytu.
Dzięki boiskowej inwencji Łucjana Gojnego oraz Bartłomieja Książka
punkty z tego terenu zostały w domu. W składzie Lecha
pojawił się Teodor Anioła, z racji wieku bazujący już niemal
wyłącznie na rutynie i doświadczeniu. Dobrą partię, naznaczoną
zdobyciem jedynej bramki dla gości rozegrał zaś Kazimierz Witczak.
Niespodziewane zwycięstwo wlało nieco otuchy w serca miejscowej
społeczności, lecz w końcowym rozrachunku zwycięstwo w starciu z
Lechem na niewiele się zdało. Już w następnej kolejce noworudzki
okręt utonął w … Warcie, wyprawa na mecz z biało-zielonymi
zakończyła się bowiem porażką.
Spotkanie z Lechem, nie mające w istocie większego znaczenia,
zapamiętane zostało z prozaicznych być może powodów. Nie po raz
pierwszy okazało się, że zespół skazywany na pożarcie utarł
nosa faworytowi zmagań. W kontekście historii obu klubów końcowy
wynik winien nawet i dziś przyjmowany być z dumą i radością.
Zaiste, jedenastkę, która reprezentowała nasz klub w omawianym
pojedynku możemy bez cienia przesady określić mianem elity
mężczyzn walczących do końca.
(Źródło: Przegląd Sportowy, nr 191, r. 1959)
PIŁKARZY PORWAŁ POLOT
Dalsze dokonania obu klubów są powszechnie znane i nietaktem byłoby
daremne poszukiwanie jakichkolwiek punktów zaczepienia. Mimo
wszystko, warto choć przez chwil kilka skupić uwagę na graczach,
których nazwiska odnajdziemy w annałach zarówno Piasta, jak i
Lecha!
Sporą sympatią i olbrzymią estymą wśród twórców tejże strony
cieszy się Łucjan Gojny.
Pamiętajmy, iż w momencie awansu do drugiej ligi w 1957 roku,
liczył on sobie niespełna 19 wiosen. Nazywany przez nas „Gnojnym”
zawodnik, zaliczył aż 116 spotkań w pierwszej lidze polskiej, co
znamionowało skalę jego talentu. A dlaczego „Gnojny” ?
Ano dlatego, że ówczesne sprawozdania z wydarzeń sportowych
niejednokrotnie opierały się na relacjach telefonicznych. Wśród
szumów i trzasków raczkującego wciąż wynalazku Alexandra Bell’a,
nietrudno było o pomyłki, czy przejęzyczenia…
Zwróćmy zresztą uwagę na postać Przemysława Achrema, czy
nieodżałowanego Pana Czesława. Ileż to razy w prasowych
doniesieniach pojawiali się „Achron”, tudzież „Achrym”?
Łucjan „Gnojny” wielkim piłkarzem był. Zasłynął również z
szarmanckiego usposobienia, o czym szerzej napiszemy w książce.
Jak zakomunikowano w pomeczowej relacji, honorową bramkę dla Lecha
w meczu z Piastem uzyskał niejaki Kazimierz Witczak.
Technik-mechanik z zawodu, prezentujący bardzo dobrą technikę
uderzenia. I jego porywał polot, na tyle, że trafił do
Nowej Rudy z poznańskiej Warty, której był wychowankiem. Do Lecha
natomiast wracał aż trzykrotnie, z przerwą na występy w Śląsku
Wrocław oraz australijskiej Polonii Sydney. Skuteczny egzekutor
rzutów karnych odszedł zdecydowanie za wcześnie, w 1992 roku, w
wieku zaledwie 52 lat.
W piłkę potrafił grać także Tadeusz Wiśniewski, na tyle
skutecznie, że wraz z kolegami z Lecha dwukrotnie świętował
mistrzowski tytuł. Działo się to w sezonach 82/83 oraz 83/84.
Wysoki stoper nie należał do pierwszoplanowych postaci w bardzo
silnej na owe czasy kadrze trenera Wojciecha Łazarka, niemniej
jednak, zdołał uzbierać 22 spotkania w barwach „Kolejorza”. Do
Piasta zawitał po transferze z Zagłębia Lubin i mimo bogatego
piłkarskiego CV, nie cieszył się przesadnym zaufaniem Erwina
Wojtyłki. Popisy kolegów najczęściej oglądał z ławki
rezerwowych. Jakże silny był Piast z barażowego okresu! Po
zawieszeniu butów na kołku parał się Tadeusz Wiśniewski
sędziowaniem. Również z sukcesami.
Z dziejów stosunkowo najnowszych, warto przypomnieć postać
Czesława Owczarka. Pochodzący ze Stawiszyna krajan Karola
Ulatowskiego reprezentował barwy kilku znanych klubów – Olimpii i
Warty Poznań, Sokoła Pniewy, Amiki Wronki, Śląska Wrocław,
Aluminium Konin, czy Odry Opole. Uff, sporo tego i nietrudno o
pomyłkę.
Na potrzeby naszego artykułu wypada zatrzymać się przy sezonie
2001/02 i 15 spotkaniach rozegranych w barwach „Kolejorza”.
Między innymi dzięki zaangażowaniu Owczarka, poznański Lech
powrócił wtedy w szeregi Ekstraklasy, wyprzedzając drugi w tabeli
Orlen Płock aż o 15 punktów. Żywimy nadzieję, że przesłanie
nieprawdziwych informacji o rzekomej śmierci Mariusza Tomzińskiego
nie zrażą Czesława Owczarka do odwiedzin na naszej stronie.
Niezmiennie zapraszamy.
KAZIMIERZ SIDORCZUK
Ciekawa historia wiąże się natomiast z byłym reprezentacyjnym
golkiperem, Kazimierzem Sidorczukiem właśnie. U progu sezonu
1988/89 na noworudzkim horyzoncie pojawił się nowy bramkarz. Jego
przejście do Piasta z Celulozy Kostrzyn było już w zasadzie
przesądzone. Tymczasem, jak wspominał sam zainteresowany w
wywiadzie dla tygodnika „ Piłka Nożna ” :
„ – Wróciłem do Kostrzyna w zasadzie tylko po rzeczy, a tam
skontaktowali się ze mną działacze poznańskiego Lecha (…) ”.
Kazimierz Sidorczuk zapisał całkiem przyzwoitą kartę w Lechu
(trzykrotny Mistrz Polski i dwukrotny zdobywca Superpucharu Polski),
oraz w reprezentacji Polski (14 występów). Już we wrześniu 1988
roku zadebiutował w pierwszej lidze, notując w barwach Lecha 115
występów. Regularnie bronił też w Lidze Mistrzów, w austriackim
Sturmie Graz. Czy decydując się na przyjęcie oferty z Nowej Rudy
mógłby liczyć na namiastkę tych sukcesów? Futbol, cholera jasna!
Pozdrowienia dla Pana Kazimierza.
JEST GŁOSEM JEDNYM Z WIELU
Dzisiejszy wpis naznaczony jest cytatami z twórczości Dawida
Galewicza. Za jego zgodą wykorzystano fragmenty z brawurowo
wykonanego przezeń hymnu Piasta, doskonale znanego sympatykom piłki
w naszym mieście. Dlaczego w ten sposób? Z kilku powodów.
Noworudzkie dziennikarstwo to lokajska służba. W momencie, gdy
pojawiają się wspólne interesy i możliwość jakiegokolwiek
zysku, obiektywizm, czy szeroko pojęta bogobojność schodzą
niestety na plan dalszy…
Idąc tym tropem, współredagowanie własnej strony, bez oglądania
się na jakiekolwiek profity, z dala od sztywnych ram i Broń Boże –
przekazywania niewygodnych treści, staje się niemalże
błogosławieństwem.
Heroiczna postawa piłkarzy Piasta w spotkaniu z poznańskim Lechem
od zawsze jawiła się piszącemu te słowa w sposób jednoznaczny.
Jakże szkoda spóźnionego, ogromnego wysiłku, potrzeby zwycięstwa
z Wartą w Poznaniu, przy jednoczesnym „oglądaniu” się na
rezultaty uzyskane przez inne zespoły. To nie mogło się udać.
Rywalizowaliśmy jednak z Lechem, ba, pokonaliśmy ten zespół!
Szanujmy to osiągnięcie!
Szanujmy również ludzi, którzy coś potrafią. Pasja to sens
życia, niezależnie od zainteresowań. Reprezentujący określony
gatunek muzyczny „Galon” wrósł w pejzaż naszego miasta, stając
się w pewnym sensie jego symbolem. Ciężko wypowiadać się o
muzyce, o której nie posiada się bladego pojęcia, żałosną próbą
stałoby się także pisanie pod tak zwany bit z myśleniem
nad flow (cokolwiek to znaczy). Żadne to kolokwium patosu,
kwestie stricte muzyczne pozostawić należy bowiem fachowcom i
znawcom muzyki tworzonej przez naszego krajana.
Konkluzją zatem niechaj pozostanie stwierdzenie, iż nagranie
własnych albumów, czy posiadanie niezbędnego dystansu do swego
tworzywa zasługują na spore uznanie. Niezależnie od preferencji
muzycznych. Pozdro i z fartem! Czy jakoś tak…
Podziękowania
i pozdrowienia :
Dawid
Galewicz
Monika
Pedy
Magdalena
Balińska
Karol
Ulatowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz