poniedziałek, 25 maja 2020

ELITA MĘŻCZYZN WALCZĄCYCH DO KOŃCA




Gdybym posiadał moc czarodziejską, zażyczyłbym sobie kapsuły czasu. Na potrzeby niniejszego tekstu przeniosłaby nas ona do odległego, lecz niezwykle ważnego w dziejach tutejszej kopanej okresu. Pół wieku temu z okładem piłka nożna do spółki z komercjalizacją nie obdarzały się jeszcze zbyt namiętnymi pocałunkami, a i klubowi działacze wykazywali się większą trzeźwością … nie tylko umysłu. W trosce o zdrowie psychiczne Czytelników ominiemy jednak ten temat szerokim łukiem.
Sebastian Piątkowski – witam i zapraszam do lektury opowieści o pewnym meczu futbolowym. Nie zapisał się on w historii Piasta złotymi zgłoskami, lecz dla rywali stanowił kres marzeń o awansie do dawnej pierwszej ligi. Piast Nowa Ruda kontra Lech Poznań !

ODTWARZAJĄC DAWNE FILMY I SUKCESY DRUGIEJ LIGI…
W świadomości kibiców piłki nożnej w całym kraju dominuje przekonanie, iż sukcesy noworudzkiego Piasta wiążą się tylko i wyłącznie z barażami o Ekstraklasę, czy udanymi występami w Pucharze Polski w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Nic bardziej mylnego. Druga liga to nie tylko Andrzej Kretek, Bogdan Marchewka, czy Andrzej Świerczyński (przy ogromnym szacunku do wyżej wymienionych).
Naznaczona wartościowymi osiągnięciami druga połowa lat pięćdziesiątych jawi się niemal jako… prehistoria, być może także z racji specyficznych czasów, czy trudów dnia codziennego. Zawiły to okres w dziejach naszej Ojczyzny, kojarzący się jako „szary”, czasem wręcz „smutny”.
Promocja do drugiej ligi, uzyskana w październiku 1957 roku, stanowić musiała dla społeczności naszego miasta uzasadniony powód do dumy. Pozostawienie w pokonanym polu między innymi Polonii Warszawa, odbiło się głośnym echem wśród piłkarskiej społeczności. O piłkarzach z górniczego miasteczka nagle zrobiło się głośno, pojawiło się też zainteresowanie ich usługami ze strony innych klubów. Stanisław Szymura, bracia Książkowie, Karol Zaczek i spółka stali się synonimami pierwszych, niesłusznie przykrytych kurzem, sukcesów tutejszego piłkarstwa. Nigdy o nich nie zapominajmy! Między innymi dzięki ich postawie, historyczny sezon 1958 zakończyli piłkarze Piasta na bezpiecznej, dziewiątej pozycji w tabeli. Mistrzostwo drugiej ligi uzyskała szczecińska Pogoń, dowodzona przez legendarnego Floriana Krygiera. Co ciekawe, szkoleniowiec szczecinian tuż przed rozpoczęciem meczu na ulicy Sportowej poddawał w wątpliwość wymiary kameralnego obiektu…osobiście licząc stawiane kroki i mierząc długość boiska. Założyciel Pogoni i patron pozostającego w przebudowie stadionu Pogoni dożył aż 99 lat! Zatem już w latach pięćdziesiątych pojawiały się w naszym mieście persony wybitne.
Niestety, rok 1959 nie był udany dla ulubieńców Nowej Rudy. Ledwie 3 zwycięstwa i zaledwie 11 ugranych „oczek” zwiastowały najgorsze. W stawce 12 drużyn wchodzących w skład Grupy Północnej drugiej ligi, górnicy z Nowej Rudy wyprzedzili jedynie Pomorzanina Toruń, z hukiem opuszczając centralny szczebel polskiego piłkarstwa. I to na długich 29 lat! Między Bogiem, a prawdą – już sam rzut oka na bilans bramkowy odzwierciedlał niską lokatę w tabeli. 55 straconych bramek w 22 meczach nie wystawiało defensywnie zorientowanym graczom zbyt dobrego świadectwa. Miarę bezradności futbolistów znad Włodzicy stanowiły 4 kolejne serie gier, przytaczane niechętnie, jedynie z poczucia obowiązku. Przyjrzyjmy się zatem wynikom uzyskiwanym przez naszego Piasta w przedziale od 11 do 15 kolejki sezonu 1959 :
- Polonia Warszawa – Piast Nowa Ruda 5:0
- Piast Nowa Ruda – Odra Opole 0:5
- Olimpia Poznań – Piast Nowa Ruda 3:0
- Zawisza Bydgoszcz – Piast Nowa Ruda 7:0 …
Okrutny, wręcz szokujący bilans. Żądne rewanżu po barażowym niepowodzeniu „Czarne Koszule” nie miały litości dla przyjezdnych z Nowej Rudy, a zasłonę milczenia należałoby spuścić przede wszystkim na okoliczność omawiania meczu w Bydgoszczy. Nadmieńmy zatem jedynie, że w barwach Zawiszy pojawili się na placu gry : zmarły kilka miesięcy temu ojciec obecnego prezesa PZPN-u – Józef Boniek, a także późniejszy znany trener ligowy – Bronisław Waligóra.
Przed meczem z Odrą Opole rozegrali piłkarze Piasta szereg sparingów, między innymi z Cracovią (3-1), czy chorzowskim Ruchem (2-4). Chwaleni za ambitną postawę i zwyżkującą formę zawiedli jednakże na całej linii. Marne pocieszenie stanowił fakt, że to właśnie Odra wygrała rywalizację w całym sezonie. 20 straconych bramek w 4 kolejnych meczach! Nieprawdopodobne, nawet po upływie kilkudziesięciu lat.
Co ciekawe, w 16 serii gier skazywani na pożarcie noworudzianie zmierzyli się z mocnym Śląskiem Wrocław ( a dokładniej rzecz ujmując - CWKS-em ). Wynik? 2:2! Niespodziewane przełamanie nastąpiło więc w starciu z jednym z faworytów zmagań. Zwolennicy piłki kopanej w Nowym Karczowisku wciąż żyją nadzieją, że kiedyś w Ekstraklasie ze Śląskiem Wrocław zagramy.
Póki co, wystarczyć nam muszą retrospekcje z ubiegłego wieku.

ELITA MĘŻCZYZN WALCZĄCYCH DO KOŃCA
Zanim widmo degradacji zajrzało piłkarzom Piasta w oczy, doszło w Nowej Rudzie do arcyciekawie zapowiadającego się spotkania. 25 października 1959 roku pojawili się w naszym urokliwym miasteczku gracze poznańskiego Lecha. Zaprawieni w ligowych bojach goście zdawali się być zdecydowanym faworytem starcia. Aspiracje piłkarzy z Grodu Przemysława sięgały pierwszej ligi, czemu zresztą trudno się dziwić. Już w 1948 roku posmakowali poznaniacy futbolu na najwyższym poziomie i występy na drugim szczeblu rozgrywek stanowiły dla mieszkańców Wielkopolski niemalże dyshonor. W początkach lat pięćdziesiątych podziwiano w Poznaniu grę legendarnych członków tercetu ABC, znanych sympatykom sportu nie tylko w Wielkopolsce. Teodor Anioła, Edmund Białas i Henryk Czapczyk zadziwiali skutecznością i rozmachem. W 44 spotkaniach, w których razem wystąpili, zdobył „Kolejarz” aż 112 bramek! Skutecznością imponował zwłaszcza Anioła, trzykrotny król strzelców ligi polskiej. Edmund Białas to z kolei pierwszy w historii lechita, który dostąpił zaszczytu gry w reprezentacji Polski. Boiskowy charakter Henryka Czapczyka ukształtowała natomiast druga wojna światowa, warto nadmienić, że wieloletni szkoleniowiec Lecha dowodził oddziałem szturmowym AK, za co został odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Wspaniali piłkarze oraz wyjątkowi ludzie. Wybitne postaci, docenieni przez piłkarską społeczność Poznania. Patronami trybun Stadionu Miejskiego w stolicy Wielkopolski są właśnie członkowie tercetu ABC. W pełni zasłużenie.
Skłonność do popadania w melancholię przez autora tekstu, skutkuje rozmaitymi przemyśleniami. Ochłońmy na chwilę i zastanówmy się, co by było, gdyby…
Kilka tygodni wstecz, na oficjalnej stronie Piasta z Nowej Rudy pojawiła się zapomniana makieta stadionu przy ulicy Sportowej. Jak skądinąd słusznie zauważył administrator, obiekt w tejże formie budziłby zachwyt również i dziś. A gdyby tak historia potoczyła się nieco inaczej? Gdyby drugoligowa przygoda z lat pięćdziesiątych trwała dłużej, gdyby udało się awansować do Ekstraklasy kosztem Jastrzębia, gdyby… obiekt przy ulicy Sportowej doczekał się zmian, uwypuklonych właśnie na wspomnianym projekcie?
Stanisław Szymura, czy inny Andrzej Świerczyński w roli patronów poszczególnych trybun? Idylla. Wróćmy może do meczu…
Pojedynek zapowiadał się ciekawie i takim był w istocie. Nudne mecze nie mają racji bytu.
Dzięki boiskowej inwencji Łucjana Gojnego oraz Bartłomieja Książka punkty z tego terenu zostały w domu. W składzie Lecha pojawił się Teodor Anioła, z racji wieku bazujący już niemal wyłącznie na rutynie i doświadczeniu. Dobrą partię, naznaczoną zdobyciem jedynej bramki dla gości rozegrał zaś Kazimierz Witczak.
Niespodziewane zwycięstwo wlało nieco otuchy w serca miejscowej społeczności, lecz w końcowym rozrachunku zwycięstwo w starciu z Lechem na niewiele się zdało. Już w następnej kolejce noworudzki okręt utonął w … Warcie, wyprawa na mecz z biało-zielonymi zakończyła się bowiem porażką.
Spotkanie z Lechem, nie mające w istocie większego znaczenia, zapamiętane zostało z prozaicznych być może powodów. Nie po raz pierwszy okazało się, że zespół skazywany na pożarcie utarł nosa faworytowi zmagań. W kontekście historii obu klubów końcowy wynik winien nawet i dziś przyjmowany być z dumą i radością. Zaiste, jedenastkę, która reprezentowała nasz klub w omawianym pojedynku możemy bez cienia przesady określić mianem elity mężczyzn walczących do końca.
(Źródło: Przegląd Sportowy, nr 191, r. 1959)

PIŁKARZY PORWAŁ POLOT
Dalsze dokonania obu klubów są powszechnie znane i nietaktem byłoby daremne poszukiwanie jakichkolwiek punktów zaczepienia. Mimo wszystko, warto choć przez chwil kilka skupić uwagę na graczach, których nazwiska odnajdziemy w annałach zarówno Piasta, jak i Lecha!
Sporą sympatią i olbrzymią estymą wśród twórców tejże strony cieszy się Łucjan Gojny.
Pamiętajmy, iż w momencie awansu do drugiej ligi w 1957 roku, liczył on sobie niespełna 19 wiosen. Nazywany przez nas „Gnojnym” zawodnik, zaliczył aż 116 spotkań w pierwszej lidze polskiej, co znamionowało skalę jego talentu. A dlaczego „Gnojny” ?
Ano dlatego, że ówczesne sprawozdania z wydarzeń sportowych niejednokrotnie opierały się na relacjach telefonicznych. Wśród szumów i trzasków raczkującego wciąż wynalazku Alexandra Bell’a, nietrudno było o pomyłki, czy przejęzyczenia…
Zwróćmy zresztą uwagę na postać Przemysława Achrema, czy nieodżałowanego Pana Czesława. Ileż to razy w prasowych doniesieniach pojawiali się „Achron”, tudzież „Achrym”? Łucjan „Gnojny” wielkim piłkarzem był. Zasłynął również z szarmanckiego usposobienia, o czym szerzej napiszemy w książce.
Jak zakomunikowano w pomeczowej relacji, honorową bramkę dla Lecha w meczu z Piastem uzyskał niejaki Kazimierz Witczak. Technik-mechanik z zawodu, prezentujący bardzo dobrą technikę uderzenia. I jego porywał polot, na tyle, że trafił do Nowej Rudy z poznańskiej Warty, której był wychowankiem. Do Lecha natomiast wracał aż trzykrotnie, z przerwą na występy w Śląsku Wrocław oraz australijskiej Polonii Sydney. Skuteczny egzekutor rzutów karnych odszedł zdecydowanie za wcześnie, w 1992 roku, w wieku zaledwie 52 lat.
W piłkę potrafił grać także Tadeusz Wiśniewski, na tyle skutecznie, że wraz z kolegami z Lecha dwukrotnie świętował mistrzowski tytuł. Działo się to w sezonach 82/83 oraz 83/84.
Wysoki stoper nie należał do pierwszoplanowych postaci w bardzo silnej na owe czasy kadrze trenera Wojciecha Łazarka, niemniej jednak, zdołał uzbierać 22 spotkania w barwach „Kolejorza”. Do Piasta zawitał po transferze z Zagłębia Lubin i mimo bogatego piłkarskiego CV, nie cieszył się przesadnym zaufaniem Erwina Wojtyłki. Popisy kolegów najczęściej oglądał z ławki rezerwowych. Jakże silny był Piast z barażowego okresu! Po zawieszeniu butów na kołku parał się Tadeusz Wiśniewski sędziowaniem. Również z sukcesami.
Z dziejów stosunkowo najnowszych, warto przypomnieć postać Czesława Owczarka. Pochodzący ze Stawiszyna krajan Karola Ulatowskiego reprezentował barwy kilku znanych klubów – Olimpii i Warty Poznań, Sokoła Pniewy, Amiki Wronki, Śląska Wrocław, Aluminium Konin, czy Odry Opole. Uff, sporo tego i nietrudno o pomyłkę.
Na potrzeby naszego artykułu wypada zatrzymać się przy sezonie 2001/02 i 15 spotkaniach rozegranych w barwach „Kolejorza”. Między innymi dzięki zaangażowaniu Owczarka, poznański Lech powrócił wtedy w szeregi Ekstraklasy, wyprzedzając drugi w tabeli Orlen Płock aż o 15 punktów. Żywimy nadzieję, że przesłanie nieprawdziwych informacji o rzekomej śmierci Mariusza Tomzińskiego nie zrażą Czesława Owczarka do odwiedzin na naszej stronie. Niezmiennie zapraszamy.

KAZIMIERZ SIDORCZUK
Ciekawa historia wiąże się natomiast z byłym reprezentacyjnym golkiperem, Kazimierzem Sidorczukiem właśnie. U progu sezonu 1988/89 na noworudzkim horyzoncie pojawił się nowy bramkarz. Jego przejście do Piasta z Celulozy Kostrzyn było już w zasadzie przesądzone. Tymczasem, jak wspominał sam zainteresowany w wywiadzie dla tygodnika „ Piłka Nożna ” :
„ – Wróciłem do Kostrzyna w zasadzie tylko po rzeczy, a tam skontaktowali się ze mną działacze poznańskiego Lecha (…) ”.
Kazimierz Sidorczuk zapisał całkiem przyzwoitą kartę w Lechu (trzykrotny Mistrz Polski i dwukrotny zdobywca Superpucharu Polski), oraz w reprezentacji Polski (14 występów). Już we wrześniu 1988 roku zadebiutował w pierwszej lidze, notując w barwach Lecha 115 występów. Regularnie bronił też w Lidze Mistrzów, w austriackim Sturmie Graz. Czy decydując się na przyjęcie oferty z Nowej Rudy mógłby liczyć na namiastkę tych sukcesów? Futbol, cholera jasna!
Pozdrowienia dla Pana Kazimierza.

JEST GŁOSEM JEDNYM Z WIELU
Dzisiejszy wpis naznaczony jest cytatami z twórczości Dawida Galewicza. Za jego zgodą wykorzystano fragmenty z brawurowo wykonanego przezeń hymnu Piasta, doskonale znanego sympatykom piłki w naszym mieście. Dlaczego w ten sposób? Z kilku powodów.
Noworudzkie dziennikarstwo to lokajska służba. W momencie, gdy pojawiają się wspólne interesy i możliwość jakiegokolwiek zysku, obiektywizm, czy szeroko pojęta bogobojność schodzą niestety na plan dalszy…
Idąc tym tropem, współredagowanie własnej strony, bez oglądania się na jakiekolwiek profity, z dala od sztywnych ram i Broń Boże – przekazywania niewygodnych treści, staje się niemalże błogosławieństwem.
Heroiczna postawa piłkarzy Piasta w spotkaniu z poznańskim Lechem od zawsze jawiła się piszącemu te słowa w sposób jednoznaczny. Jakże szkoda spóźnionego, ogromnego wysiłku, potrzeby zwycięstwa z Wartą w Poznaniu, przy jednoczesnym „oglądaniu” się na rezultaty uzyskane przez inne zespoły. To nie mogło się udać. Rywalizowaliśmy jednak z Lechem, ba, pokonaliśmy ten zespół! Szanujmy to osiągnięcie!
Szanujmy również ludzi, którzy coś potrafią. Pasja to sens życia, niezależnie od zainteresowań. Reprezentujący określony gatunek muzyczny „Galon” wrósł w pejzaż naszego miasta, stając się w pewnym sensie jego symbolem. Ciężko wypowiadać się o muzyce, o której nie posiada się bladego pojęcia, żałosną próbą stałoby się także pisanie pod tak zwany bit z myśleniem nad flow (cokolwiek to znaczy). Żadne to kolokwium patosu, kwestie stricte muzyczne pozostawić należy bowiem fachowcom i znawcom muzyki tworzonej przez naszego krajana.
Konkluzją zatem niechaj pozostanie stwierdzenie, iż nagranie własnych albumów, czy posiadanie niezbędnego dystansu do swego tworzywa zasługują na spore uznanie. Niezależnie od preferencji muzycznych. Pozdro i z fartem! Czy jakoś tak…


Podziękowania i pozdrowienia :
Dawid Galewicz
Monika Pedy
Magdalena Balińska
Karol Ulatowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz