piątek, 7 kwietnia 2023

DO WOLIBORZA POJEDZIEMY PO 3 PUNKTY!

W drużynie seniorów debiutował w wieku 16-lat.

Dziś jest jednym z punktów odniesienia dla adeptów futbolu w naszym mieście i wzorem do naśladowania.

105 zdobytych bramek to z kolei wynik imponujący, zasługujący na olbrzymi szacunek!

Kapitan Piasta jest osobą szczerą, inteligentną oraz … bardzo punktualną! Nade wszystko ceni towarzystwo najbliższych, którym, jak podkreśla, zawdzięcza najwięcej.

W długiej rozmowie miał wiele do powiedzenia…

Piast Nowa Ruda – Kronika : – Nie możemy odżałować tych kilku punktów straconych jesienią.

Krzysztof Mika : – Mam podobnie, bo szkoda tych remisów. Jesienią mieliśmy zresztą pewne problemy, a największym była wąska kadra.


Brakowało też Mateusza.

To był olbrzymi cios, wiemy przecież jak wartościowy to zawodnik. Zawsze coś wykreuje, wywalczy faul no i cały czas skupia na sobie uwagę obrońców.


Co u niego?

Powoli wraca do właściwej dyspozycji, zwiększa obciążenia i wygląda coraz lepiej. Jest po ciężkiej kontuzji i operacji, więc powrót do formy zajmie mu trochę czasu.

Nie ukrywam, że bardzo go brakowało, zwłaszcza w kontekście odejścia Bartka Chabrowskiego.


A propos, czy wiesz, że Jedlina była zimą na zgrupowaniu w Chorwacji?!

To prawda, wspominał o tym właśnie Bartek. Fajnie, że udało im się wyjechać, tym bardziej, że w takich ligach raczej nie żyje się z kopania piłki.


Wspominamy o ubytkach, ale nasze zimowe wzmocnienia wyglądają bardzo solidnie. Pojawili się doświadczeni piłkarze o znanych w regionie nazwiskach.

To prawda, są z nami od niedawna, ale wnieśli bardzo dużo. Wyglądają dobrze i sporo wnoszą do szatni. Nie da się ukryć, że dokonano właściwych transferów.


Tylko ta reorganizacja jakoś nie przypadła nam do gustu. Odnosimy wrażenie, że powinna odbywać się stopniowo, rok po roku.

Jestem podobnego zdania. Cięcia są zbyt ostre, a na koniec sezonu może być różnie. Połowa drużyn spadnie do „okręgówki”, co ma ponoć służyć podniesieniu poziomu. Czy tak rzeczywiście będzie? Mam mieszane uczucia, bo można było zrobić to z głową.


A kto wygra naszą grupę?

Piast Żmigród!


To życzeniowe myślenie, czy realna ocena?

Realna ocena sytuacji, bo grają naprawdę dobrze. To solidna drużyna, z trzecioligowym doświadczeniem, które procentuje w realiach naszej ligi.


Ale miałeś swego czasu ofertę z Woliborza?

Pomidor! Z Woliborzem jest specyficzna sytuacja, bo to miejscowy rywal.


A rywalizacja Piasta ze Słowianinem wzbudza ogromne emocje.

Nie zawsze tak było, bo do pewnego momentu wszystko układało się wzorowo. Współpraca wyglądała naprawdę dobrze. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy Wolibórz zaczął zgłaszać większe aspiracje, co odbiło się na naszych stosunkach.


A konflikt trwa w najlepsze i nie zanosi się na zmiany.

Każdy ma prawo do własnej opinii.


To jaka jest twoja?

Próżno szukać w składzie Woliborza miejscowych, a za pieniądze można ściągnąć zawodników z różnych części Polski. Jak mówię, do pewnego momentu wszystko wyglądało dobrze, ale z chwilą ich awansu do IV ligi zaczęły się różne przytyki w naszą stronę, między innymi na Facebooku.


To akurat działa w obie strony, wystarczy bowiem prześledzić wpisy pewnego miejscowego „historyka”.

No i jednym słowem do porozumienia już raczej nie dojdziemy. Oni mają swoje argumenty, a my swoje. Muszę w tym momencie zaznaczyć, że bardzo szanujemy Łukasza Kamińskiego, ale to jedyny zawodnik z którym łączą nas jakikolwiek więzi. Pozostałych znamy z ligi, czy social mediów.


Co wydarzy się w Wielką Sobotę?

Mam nadzieję, że będziecie obecni, serdecznie zapraszam w imieniu swoim i kolegów. A co się wydarzy? Cóż, pojedziemy bardzo zmotywowani i przywieziemy 3 punkty!


Trzymamy za słowo! Nie masz pojęcia, jak wiele radości dało nam pamiętne zwycięstwo 2:1!

Nie tylko wam, bo utarliśmy im wtedy nosa.


To było wyjątkowe popołudnie – z idealna pogodą, dopingiem kibiców i mnóstwem sportowych emocji.

Bardzo ucieszyliśmy się z tego wyniku, a na boisku zostawiliśmy sporo zdrowia. Atmosfera była po prostu świetna.



(Za chwilę padnie setna bramka, którą dla Piasta zdobył nasz rozmówca; 9 marca 2019 roku, Polonia Świdnica - Piasta Nowa Ruda, zdj. Tomasz Druciak)

Jak to u Malczyka.

Tak, współpracę z nim wspominam bardzo dobrze. Przyszedł w trudnym momencie, potrafił nas odbudować i szczerze mówiąc wyciągnął nas z nieciekawej sytuacji.

Malczyk to bardzo dobry trener, co zresztą pokazały wyniki w kolejnych sezonach.


Ernest mówił to samo.

W takim razie nie będę podważał słów byłego kapitana.


A jak obecny kapitan ocenia warsztat nowego trenera?

Bardzo dobrze. Po pierwsze, nie miał łatwo, bo zastał zespół osłabiony kadrowo. Po drugie, Fojna to profesjonalista, widać, że bardzo mu zależy. A jeśli chodzi o prowadzenie zajęć to też nie mogę powiedzieć złego słowa. Treningi są ciekawe i urozmaicone, trener zna się na swoim fachu.


Nie może być inaczej, skoro grał na naprawdę wysokim poziomie.

Tak, widać to w sposobie prowadzenia zajęć. Nie będę oczywiście porównywał Fojny do Malczyka, bo każdy ma własny styl, ale nowy trener jest bardzo zaangażowany. Nikt nie narzeka i wspólnymi siłami walczymy o to utrzymanie.

A co będzie dalej to już pokaże czas. Oby się udało.


Tu jesteśmy zgodni.

Nie będzie łatwo, ale zrobimy co w naszej mocy.


A młodzi? Garną się do pracy?

Młodzież bardzo się zmieniła. Inna rzecz, że brakuje im doświadczenia na szczeblu czwartej ligi, bo walcząc o utrzymanie ciężko pozwolić sobie na eksperymenty w składzie. Najważniejsze jednak, że chcą, co w obecnych czasach nie jest takie oczywiste. Dziś są inne czasy, mnóstwo rozrywek, nie tylko piłka. Młodzi mają zdecydowanie inną mentalność, co jest zauważalne. Nowe pokolenie dostało mnóstwo możliwości, zatem niekoniecznie garnie się do sportu. O czym tu zresztą rozmawiać, skoro na pytanie:

Kim chciałbyś zostać? – młodzi ludzie najczęściej odpowiadają, że … znanym youtuber’em!

Juniorzy w Piaście mają na szczęście inne priorytety.


I mają się od kogo uczyć.

No tak, przyszło do nas kilku doświadczonych zawodników…


Też prawda, ale my nie o nich.

Powiedzmy może w ten sposób – w obecnym Piaście nie brakuje jakości.


Ale warto przypomnieć, że swego czasu określano cię „Złotym dzieckiem noworudzkiej piłki”!

To dawne dzieje, zresztą wszystkie informacje i wycinki z gazet zbiera mój ojciec. Ja nie mam takiego zacięcia, choć kiedyś pewnie usiądę i powspominam.


Dorosłeś dość szybko, bo w wieku 16 lat.

Nie pamiętam dokładnie, ale Artur Osicki to encyklopedia wiedzy. Musielibyście porozmawiać z nim.


Byłoby miło. Spróbujemy pod koniec sezonu!

Póki co zatrzymajmy się przy pewnym charakternym trenerze…

U Stanisława nie było „przebacz”. Jeśli trafiłeś do szatni pierwszego zespołu to z automatu byłeś traktowany jak senior, niezależnie od wieku. Wprowadzał nas do gry, bo taka była potrzeba chwili, nie było głaskania i czułych słówek. Należało wyjść na boisko i sprzedać umiejętności.

Nie przesadzę mówiąc, że gra w seniorach była zaszczytem.

Każdy chciał tam trafić, była to nagroda za udane występy w juniorach.



(Nasz bohater pierwszy z lewej w dolnym rzędzie, u progu swojej piłkarskiej przygody)

Z twego pokolenia jako pierwszy przebił się Kamil Paździoro, jeszcze w IV lidze.

I był to impuls dla pozostałych.


Juniorzy bali się Leśniarka?

Nie ukrywam, że tak!

Pamiętam sytuację, gdy zdarzyło mi się opuścić trening. Jedyny raz! Jeszcze w domu snułem ponure scenariusze, bo spodziewałem się, że Stanisław mnie „zabije”.

Następnego dnia siedzieliśmy w szatni, a trener swoim zwyczajem przechadzał się wokół. Gdy przechodził obok mnie to zatrzymał się i powiedział

Młody, twarda kość nie pęka!

Powiem wam jak na spowiedzi, że podziałało to na mnie jak płachta na byka! Takie słowa?! Od zawsze byłem znany z waleczności, nigdy nie odpuszczałem, tymczasem „Stachu” świadomie, czy też nie bardzo mnie „podpompował”!

Leśniarek to świetny człowiek, najwięcej nauczyliśmy się właśnie od niego. Te treningi były szkołą charakteru, jeśli wytrzymałeś i wyrobiłeś odpowiednie podejście to automatycznie rosła szansa, że coś w tej piłce osiągniesz.


W tamtych latach było biednie, ale na swój sposób swojsko.

Dobrze powiedziane. W tamtym okresie nie otrzymywałem pieniędzy za grę, ale uwierzcie, że nie to było najważniejsze. Przede wszystkim chciałem grać. A dziś, gdy tylko pojawia się zainteresowanie piłkarzem to rozmowa zaczyna się od pytania – za ile?


Otóż to. Rozmawiamy czasem z Tomkiem, Rafałem, czy Maćkiem i zauważamy zmieniające się realia.

Nawet w tych teoretycznie niższych ligach są dziś pieniądze, o których moje pokolenie mogło tylko pomarzyć. Takie czasy. A my cieszyliśmy się, gdy klub załatwił bilet miesięczny i nie trzeba było prosić mamy o pieniądze!

Liczyła się gra w seniorach, nikt nie patrzył na profity. Macie rację, było biednie, ale swojsko. Taki trochę specyficzny, noworudzki klimat.

I stary domek klubowy!

Gorący prysznic, herbata i świętej pamięci „Jajo”!


I ten specyficzny zapach…

To też utkwiło w pamięci, podobnie jak różne szatnie czy to na górze, czy na dole.


A czy wiesz, że Bartek Ogrodnik nastrzelał w Iskrze Witków ponad 500 bramek?

Nie miałem o tym pojęcia. Niezły wynik! Wychodzi na to, że musimy chyba spaść, bo inaczej już go nie dogonię!


Niech ci to nawet nie przychodzi do głowy!

Swoją drogą, lubimy takie regionalne smaczki. To właśnie w tych ligach tak naprawdę zaczyna się piłka.

Macie rację, poza tym zawsze miło, gdy ktoś zadaje sobie trochę trudu i liczy te wszystkie mecze, czy bramki.


Szkoda tylko, że w opinii niektórych :

„ – Kto nie grał w II lidze, ten kopał się po czole”!

Tak to już u nas bywa, że nie wszyscy dorośli do tego, co robimy. Ale zostawmy to na inną okazję, bo chcielibyśmy cofnąć się jeszcze niżej – aż do klasy – A!

Czy z perspektywy czasu możemy uznać, że ten spadek był… potrzebny?

Czy ja wiem? Odpowiem może tak: czasem trzeba zrobić krok do tyłu, by później wykonać dwa do przodu.

Tak było w naszym przypadku, bo w przeciągu dwóch lat powróciliśmy do IV ligi.


Jak odbieraliście spadek z ligi okręgowej?

Mieliście po 20 lat, a w tym wieku świat, nie tylko ten piłkarski staje przed młodymi otworem.

Mogę mówić tylko za siebie, bo nie wiem jak wyglądało to u innych. Byłem zdecydowany na grę w Nowej Rudzie.

Być może w międzyczasie pojawiały się propozycje z innych klubów, ale nic o tym nie wiedziałem. Nie brałem pod uwagę zmian, Piast od zawsze był moim klubem.


Bo chyba najlepiej czujesz się w Nowej Rudzie?

Tak.


Ale w Bielawie zacząłeś całkiem obiecująco.

Powiem inaczej, zacząłem wręcz wzorowo! Dobrze się czułem w okresie przygotowawczym, strzelałem w sparingach, a zespół przyjął mnie bardzo dobrze. Wszystko układało się dobrze, mniej więcej do … 17 minuty pierwszego meczu w lidze. Wtedy właśnie doznałem kontuzji, ale gdy po dwóch tygodniach zeszła mi opuchlizna to od razu wróciłem do treningów.


Z zerwanym więzadłem…

Tak było, ale nic o tym nie wiedziałem!

Nie dopuszczałem myśli, że stało się coś poważnego. W domu mama od zawsze przekazywała nam pozytywną energię i dbała, abyśmy zdrowo się odżywiali, co prawdę mówiąc zostało jej do dziś. Wyniosłem takie, a nie inne zasady, więc po dwóch tygodniach byłem gotowy do gry nawet bez więzadeł!

Trochę szkoda, że tak się to poukładało, bo przygoda z III liga mogła potrwać dłużej.


Podobna przykrość spotkała swego czasu Rafała Węca.

Tak, w Miedzi Legnica. A ja naprawdę żałuję, bo w Bielawiance panowała dobra atmosfera i dużo się tam nauczyłem. Cóż, było minęło.

W Bielawie zrozumiałem także, że tylko trenując z lepszymi można podnieść poziom sportowy. Umówmy się zresztą, że w tamtej III lidze poziom był naprawdę wysoki.

Na tym szczeblu nie było przypadkowych graczy, jeśli ktoś dostawał szansę to znaczyło tylko tyle, że coś potrafił.


A co myślisz dziś? Ciężko pogodzić treningi z pracą?

Coraz ciężej. Kiedyś nie odczuwałem tego tak mocno, ale z upływem lat widzę to po sobie.

W tygodniu często mijam się z rodziną, a przecież są treningi, do tego dochodzi jeszcze budowa domu. A weekendy to już wiadomo – mecze, wyjazdy. Gdy więc przychodzi niedziela to człowiek najchętniej by odpoczął, ale trzeba przecież poświęcić trochę czasu dzieciom. W soboty synek i córeczka nie chcą wypuścić mnie z domu, jakby przeczuwając, że taty nie będzie przez cały dzień…

Korzystając z okazji chciałbym im przekazać, że mi również jest bardzo ciężko. Nie są to przyjemne chwile.

Naszła mnie taka refleksja, bo może kiedyś przeczytają wypociny taty i postarają się zrozumieć?

Kiedyś na pewno będą miały swoje pasje, więc wierzę, że zrozumieją.


Piękne, szczere słowa. Póki co przeczytają je osoby kierujące w waszą stronę niezbyt przyjemne komentarze.

Na to nie mam wpływu. Ale skoro już rozmawiamy pozwolę sobie zauważyć, że nie jest to takie oczywiste jak się niektórym wydaje. Łączenie gry z pracą nie jest łatwe, poza tym z upływem lat trudniej o regenerację. Nadmierne oczekiwania i pretensje to zresztą temat rzeka, bo przyjemnie siedzi się przed komputerem i komentuje nasza grę. Czasem dochodzę do wniosku, że chętnie zamieniłbym się z tak zwanymi hejterami, którzy piszą na Facebooku i wszystko wiedzą lepiej.

A może poświęciliby weekend, pojechali sto lub więcej kilometrów i zobaczyli jak wygląda to od podszewki?

Zapewniam, że nikt nie jedzie na mecz wyjazdowy po to, by przegrać.


Nas z kolei śmieszą argumenty, typu: w drugiej lidze grali lepiej! Niektórzy mentalnie zatrzymali się w okresie walki o ekstraklasę i niewiele wskazuje, by miało się to zmienić.

Wiecie najlepiej, że kiedyś grano tu na wysokim poziomie. Tylko czy w dawnej II lidze piłkarze zajeżdżali do pracy pod ziemię? Nic mi o tym nie wiadomo, bo ile wiem koncentrowali się tylko na treningach i meczach. A skoro tak, to dlaczego nie mają tylu meczów co ja?

Czasem warto zastanowić się nad pewnymi rzeczami.


Słusznie.

Jakoś nie mówi się o fikcyjnych etatach na kopalni, czy przyznawaniu mieszkań. A dziś sytuacja zmieniła się o 360 stopni – czasem trzeba pokłócić się z żoną, wytłumaczyć dzieciom, że jedzie się na kolejny mecz…

Inne czasy. Kiedyś do utrzymania domu wystarczała pensja piłkarza – górnika, dziś pracują oboje rodziców.

Mimo wszystko – jeśli czegoś się bardzo chce, to można wiele rzeczy połączyć. Przykładem Ernest, „Pinio” czy moja skromna osoba.


Nie da się ukryć. Przez lata widziałeś wiele, przy okazji poznając zawodników z różnych części świata.

To prawda, były zaciągi z Czech, a także cała plejada Brazylijczyków.


Był jeszcze niejaki Cho z Korei Południowej.

Bardzo fajny chłopak, którego kiedyś zaprosiłem na obiad.


I nie bałeś się o psa?!

Nie, bo na wszelki wypadek dobrze go ukryłem…

Zdziwiłem się jednak okrutnie, bo okazało się, że Cho w ogóle nie grał na konsoli! Chciałem zaproponować jakiś meczyk, czy coś, a on upierał się, że w ogóle nie gra!

Trochę byłem zdziwiony.

Abstrahując od poziomu, irytowali nas Brazylijczycy pijący piwo i jedzący kebaby.

No tak, to trochę osobny temat…

To ciekawi ludzie, którzy w pewnym momencie zorientowali się, że poważnych karier już raczej nie zrobią. Czy można się dziwić, że korzystali z życia? Ktoś im przecież obiecywał lepszą przyszłość, oni sami też pewnie spodziewali się innego obrotu sprawy.


A co z Ukraińcami? Musieli odejść?

Nie, to nie zależało od nich.

Wydawało się, że czuli się u nas bardzo dobrze.

I tak rzeczywiście było, bo robiliśmy wszystko aby im pomóc. Przechodzili traumę, a na ich kraj w dalszym ciągu spadają bomby…

Zaaklimatyzowali się dobrze, choć Żenia od początku wspominał o chęci szukania klubu w wyższej lidze. Wcale się nie dziwię, bo jest świetnym zawodnikiem. Ma wszystko, co charakteryzuje dobrego gracza.


Zaliczył nawet oficjalne spotkanie w ekstraklasie Ukrainy.

Jest świetny – obunożny, wie jak się ustawić, znakomicie czyta grę.


Tymczasem dość niespodziewanie trafili do Orła Ząbkowice!

I bardzo mnie to zdziwiło, bo przecież trafili do klubu na tym samym poziomie. Możemy się tylko domyślać o co tak naprawdę chodziło.


Kto jest ich menedżerem?

Pan Jaworski.


Aha.. Trochę znamienne, bo Adrian też nie potrafi zakotwiczyć w jednym miejscu.

No właśnie, da się to zauważyć. Jest trochę rzucany, to tu, to tam…


Co nie zmienia faktu, że podczas pierwszego pobytu w Piaście był znakomity.

Pełna zgoda, po przyjściu do nas wyglądał bardzo dobrze.


Z Czechami raczej nie było takich problemów?

Absolutnie, z nimi nigdy nie było problemów, zresztą sam Zdenek jest u nas bardzo lubiany.


A „Brazole” to zasługa kontaktów Deiversona Limy?

Tak, jego i Przemka Malczyka, bo są na bardzo dobrej stopie.


A ten najnowszy zaciąg? Italo i Altair?

Chcieli zostać, ale nie za bardzo im szło…


Ciężko chwalić napastnika, który zdobywa jedną bramkę…

Niestety, sam Italo ma tę świadomość.


Ponoć Cho został wywieziony nocą do jednego z klubów w Wielkopolsce?

I tu mnie zaskoczyliście, bo nic o tym nie wiem!


Znamy to jedynie z opowieści i dlatego pytamy.

Naprawdę nie wiem.


Swoją drogą Cho najeździł się trochę po świecie, bo wcześniej był w Portugalii, w jednej z koreańskich akademii.

Tak to dzisiaj wygląda. Młodzi chłopcy przemieszczają się po całym świecie, a ich agenci liczą zyski.


Trochę jak handel żywym towarem.

Też mam takie wrażenie.


Był jeszcze Alefe. Strzelił ładną bramkę w meczu z Woliborzem, a dziś gra akurat w Słowianinie.

To też dziwna historia. Wyjechał z Brazylii, nie widział się z rodziną przez dwa lata… Ale nie mnie oceniać. Nie wyobrażam sobie rozmowy z dziećmi tylko przez telefon i komunikatory.


To teraz pytanie obowiązkowe, czyli Daniel Chęciński i jego rola w Piaście.

Daniel był dla nas jak mentor, mogę o nim mówić w samych superlatywach. Dawał mnóstwo wskazówek, pokazując przy okazji cały ten piłkarski luz. Bywał na każdym treningu, prezentował pełen profesjonalizm, a umiejętności miał dużo wyższe od nas. Pan piłkarz.


I ta lewa noga… Do wiązania krawatów.

Masakra! Chyba tylko di Maria ma lepiej ułożoną nogę!

Daniel to dodatkowo charyzma, co zauważyłem jeszcze w Bielawie. Zasada w szatni jest prosta – jeśli mówi „Chęcina” to nikt inny się nie odzywa.

Zauważcie także, że trafił do nas w poważnym wieku, miał chyba 36 lat, a prezentował kapitalną formę! Pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych, strzelał sporo bramek.


Z Kryształem strzelił pięć!

Czapki z głów.


Skoro już o nim rozmawiamy, to może wytłumaczysz się z braku awansu w sezonie 13/14?

Myślicie, że to takie proste?!


Wręcz przeciwnie. Ale przyznasz, że wypuszczenie tego awansu było nie lada sztuką?! Zdominowaliście „okręgówkę” i wszystko układało się jak po sznurku, mniej więcej do majówki…

I żeby było śmieszniej mieliśmy wtedy najlepszy zespół.


I Daniela w roli mentora.

No właśnie. Ciężko to wytłumaczyć. Pamiętam nawet, że po meczu w Kłodzku piłkarze i trenerzy Nysy zawczasu gratulowali nam awansu, a trener Ulatowski tonował nastroje.

Spokojnie, jeszcze wiele się może wydarzyć – mówił Ulatowski. No i się wydarzyło…


Kto oprócz Daniela zrobił na tobie równie wielkie wrażenie?

Pytacie tylko o umiejętności?


Niekoniecznie. Może być jeszcze charyzma, lub co tam uznasz za stosowne… Wymienisz trzech piłkarzy?

Trudne pytanie! Na pewno muszę wspomnieć o Erneście, bo jak nie powiem o nim dobrego słowa to jeszcze się na mnie obrazi!


Czyli mamy Daniela i Ernesta. A ten trzeci?

Wiecie co? Pierwszy raz mam okazję grać z takim bramkarzem, jak „Jogi”! Jego doświadczenie i obycie są nieocenione.


Zgoda, chociaż żałujemy tej bramki w Trzebnicy…

No tak, pamiętajmy jednak o warunkach. Padał deszcz, strasznie wiało. Szkoda, ale co zrobić? Czasu nie cofniemy.


Ale dla równowagi uważamy, że podczas rzutów karnych to strzelający ma gorzej!

To na pewno! „Jogi” to ogromna rutyna, nie grałem jeszcze z takim bramkarzem. Dla młodych jest wręcz wyrocznią.


Podobnie, jak ty, „Pinio” i do niedawna Ernest.

Niezręcznie o tym mówić, ale powtórzę – warto walczyć o marzenia, bo nawet na niższym poziomie można osiągnąć wiele. I chyba cieszę się, że jestem jakimś tam punktem odniesienia patrząc na ilość meczów, czy zdobytych bramek.

Ta koszulka zobowiązuje!


Czy w takim razie czujesz się spełniony?

Powiem tak – na pewno każdy chciałby grać jak najwyżej, więc odczuwam lekki niedosyt po Bielawiance. Byłem w dobrej formie i chyba poradziłbym sobie w III lidze.

Z drugiej strony – czuję się spełniony w Nowej Rudzie. Napisałem tu swoją historię, a gra nadal sprawia mi radość.


Czyli na razie nie zamierzasz kończyć?

To już będzie zależało od kilku czynników.

Jeśli utrzymamy się w IV lidze będzie to decyzja rodzinna. Nowa czwarta liga to dalekie wyjazdy, dalsza nieobecność w domu i dylematy, o których mówiłem wcześniej.

A jeśli spadniemy to na pewno będę grał dalej.


Zróbmy inaczej – gdy już zapewnicie sobie utrzymanie to poprosimy o numer telefonu do żony!

Ha, ha, ha! Może na razie o tym nie rozmawiajmy i spokojnie poczekajmy na rozwój wypadków.

Mógłbym coś jeszcze dodać?


Oczywiście.

Chciałbym podziękować mojej rodzinie – siostrom Kamili i Małgosi, które zawsze mnie wspierały i wspierają oraz Tacie, który jest mym najwierniejszym kibicem i pojawia się na każdym meczu.

Z serca dziękuję Mamie, która jest naszym skarbem i rodzinnym lekarzem, a nawet dietetykiem!

Myślę, że to również dzięki niej praktycznie nigdy nie chorowałem, dzięki czemu mogłem zaliczyć tak dużo występów w Piaście.

Dziękuję też żonie i dzieciom, wspierającym mnie na każdym kroku.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz