Po szokującej degradacji w czerwcu 1989 nadrzędnym celem był powrót do II ligi.
Wedle ambitnych założeń kwarantanna na trzecim froncie miała potrwać rok, lecz w sezonie 1989/90 bezkonkurencyjny okazał się Raków Częstochowa, a podopiecznych Erwina Wojtyłki wyprzedzili jeszcze piłkarze GKS-u Tychy.
U progu kolejnej edycji miało być jednak łatwiej.
Na skutek reorganizacji utworzono jednolitą III ligę dolnośląską, a faworyta upatrywano w noworudzkim Piaście. Co więcej – na górników z Nowej Rudy stawiali niemal wszyscy!
Jak wielkie były to oczekiwania i czy znalazły uzasadnienie? Czy zmieniająca się rzeczywistość miała wpływ na postawę zespołu?
Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu pojawiły się informacje o planowanej fuzji z wałbrzyskim Górnikiem! W planach działaczy Piasta, noworudzko – wałbrzyski twór miał występować w II lidze, a jednym z pomysłodawców był ówczesny kierownik sekcji – Eugeniusz Gruszka.
W wywiadzie udzielonym „Trybunie Wałbrzyskiej” wspominał nawet o <próbach pomocy> podupadającemu Górnikowi, a kilka tygodni temu potwierdził prasowe rewelacje sprzed ponad trzydziestu lat:
– Redaktor Skiba z „Trybuny Wałbrzyskiej” był zawsze bardzo dobrze poinformowany. Rozmowy o połączeniu z Górnikiem rzeczywiście miały miejsce, choć ostatecznie nie doszliśmy do porozumienia.
Wersję Gruszki potwierdza Karol Ulatowski:
– Nie da się ukryć, że było coś na rzeczy i szczerze mówiąc powoli godziliśmy się z fuzją Piasta i Górnika! Nie chciałbym jednak mówić o szczegółach, bo w tym okresie skupiałem się wyłącznie na grze w piłkę.
Zmagania w nowopowstałej Lidze Dolnośląskiej rozpoczęły się 19 sierpnia.
Droga do sukcesu wiodła przez zajęcie pierwszego miejsca i wygranie barażu o II ligę, tymczasem już na dzień dobry doszło do sporej niespodzianki.
Za taką zgodnie uznano porażkę w Bielawie (1:2 i bramka Mariusza Tomzińskiego).
Ledwie cztery punkty w czterech spotkaniach nie zachwiały pewnością siebie podopiecznych Wojtyłki, bowiem od piątej serii Piast punktował już regularnie.
Seria siedmiu kolejnych zwycięstw pozwoliła zameldować się w ścisłej czołówce tabeli.
Z kronikarskiego obowiązku warto przypomnieć o meczu z 17.X.1990, pomiędzy Piastem, a Victorią Świebodzice. Jednostronny pojedynek na ulicy Górniczej zakończył się niecodziennym wynikiem 11:0! (trzy bramki Marchewki – dwie z karnych – oraz trzy Tomzińskiego, trafiali także – Lubieniecki, Świerczyński, Skrzyniarz, Leśniarek i Szymański).
Rekordowe 11:0 zaskoczyło także stadionowego spikera, który po dziesiątej bramce stwierdził z rozbrajającą szczerością:
– Zegar mamy tylko do dziewięciu!
Wcześniej, bo jeszcze przy stanie 2:0, w pozornie niegroźnej sytuacji urazu doznał Przemysław Achrem…
Zwyczajowe dywagacje, w stylu:
– Co by było, gdyby? – nie mają dziś większego znaczenia. Trudno doprawdy przewidzieć jak potoczyłyby się kariera obiecującego pomocnika.
Kontuzje wkalkulowane są w uprawianie sportu, a sam Achrem z dystansem odnosi się do wydarzeń z przeszłości. W „pozapiłkarskim” życiu odnalazł się zresztą znakomicie, imponując skromnością, inteligencją, a nade wszystko etosem pracy.
Zasadne zatem wydaje się pytanie – dlaczego nie w pełni korzystamy z jego wiedzy i doświadczenia?
A może (podobnie jak na boisku) – Przemysław Achrem widzi więcej i cechuje go szersze spojrzenie na bolączki naszej kopanej?
Wróćmy do piłki.
Mimo trudnego do wytłumaczenia regresu (trzy bezbramkowe remisy i porażka w Głogowie) jesienne zmagania ukończono na 3.miejscu w tabeli.
Równie wiele działo się wokół klubu.
Pod koniec listopada 1990 odbyło się zebranie sprawozdawczo – wyborcze, na którym powołano
24 –osobowy zarząd komisaryczny. Zadaniem tegoż zarządu było opracowanie, w przeciągu dwóch miesięcy, nowego statutu i programu działania, na których miało się opierać dalsze funkcjonowanie klubu.
I rzeczywiście, zgodnie z tymi ustaleniami w styczniu 1991 roku narodził się nowy Piast.
Dokładnie 24 stycznia KWK „Nowa Ruda” przestała być patronem noworudzkiego sportu, co w założeniu miało otworzyć drogę dla potencjalnych sponsorów spoza kopalni.
Z nazwy klubu zniknęła litera „G”, z czym nawet dziś chyba nie do końca potrafimy się pogodzić…
U progu 1991 roku władze Piasta stanęły więc przed nie lada wyzwaniem – czy raz jeszcze podjąć walkę o powrót do II ligi, czy zwrócić się w stronę bardziej amatorskiego grania, przy równoczesnym nacisku na szkolenie młodzieży?
Nie tak znowu odległe baraże o ekstraklasę, tęsknota za II ligą i wysoka pozycja w tabeli skłaniały do rozmaitych przemyśleń. Oczekiwania były spore, nie zapominajmy jednak, że wielka piłka w Nowej Rudzie budowana była w oparciu o zawodników z innych rejonów kraju…
Jak nietrudno się domyślić, sytuacja w klubie i powolny rozwód z kopalnią wyraźnie odbiły się na wynikach.
Rundę rewanżową otworzył remis z Bielawianką (2:2 – „Tomzina” x2).
Później bywało różnie, a mniej więcej od drugiej połowy kwietnia – dość przeciętnie.
Porażki z Górnikiem Polkowice (0:1), czy Dozametem Nowa Sól (0:2) chluby nie przyniosły, a miarą postępującego marazmu była bezdyskusyjne przegrana z Moto – Jelczem (1:4 – po raz kolejny Tomziński w 27.minucie).
W ostatecznym rozrachunku finiszował nasz Piast na zaledwie 5.pozycji, co było sporym rozczarowaniem. Mocny personalnie zespół z Marchewką, Ulatowskim, Lubienieckim, Tomzińskim, czy Leśniarkiem sprawił ogromny zawód, a przecież z jastrzębskich wojaży powrócił jeszcze Andrzej Świerczyński! Epizod w drugoligowym Jastrzębiu nie wpłynął jednak korzystnie na jego dyspozycję. Kiepska jesień w wykonaniu superstrzelca ze Słupca spowodowana była zaległościami, choć uczciwie należy przyznać, że w rundzie wiosennej trafiał już w miarę regularnie.
Niestety, na nic zdały się trafienia „Świerka” w meczach z Pogonią Oleśnica (1:2), Piastem Iłowa (3:1 – Świerczyński x2 i Skrzyniarz), czy zwycięska bramka w potyczce z Kuźnią.
Kończąc wątek personalny, oprócz Świerczyńskiego ponownie powitaliśmy Dariusza Dziarmagę, wracającego po grze w Śląsku.
Dziarmaga nie zabawił jednak długo, gdyż początkiem 1991 trafił do Miedzi Legnica, a niebawem jego kariera nabrała rozpędu (PP z Miedzią w 1992, czy występ przeciw Milanowi w barwach Zagłębia Lubin jesienią 1995 roku).
Wiosna 1991 roku upłynęła więc kibicom w Nowej Rudzie pod znakiem rozczarowań.
Co równie interesujące, nie po raz pierwszy działacze piłkarskiej centrali wykazali się brakiem konsekwencji, a decyzja o utworzeniu jednolitej drugiej ligi spowodowała istotne zmiany w regulaminie.
Tym samym ustalono, że zespoły zajmujące dwie pierwsze lokaty miały uzyskać automatyczną promocję, natomiast drużynę z miejsca trzeciego czekał barażowy dwumecz. W ten oto sposób świeżo upieczonymi drugoligowcami zostali gracze z Głogowa, a tuż plecami Chrobrego finiszowała wrocławska Ślęza.
Z kolei trzeci w tabeli Moto – Jelcz sposobił się do baraży, które – uprzedzając fakty, zakończyły się sukcesem oławian.
Zwycięstwo 2:0 i bezbramkowy remis z … GKS-em Jastrzębie pozwoliły Jelczowi na powrót do II ligi.
Jakże niewiele było trzeba, by w Nowej Rudzie nadarzyła się okazja do rewanżu za traumę z czerwca 1988 roku! Smutna to konkluzja…
Tymczasem o poprawę nastrojów zadbali juniorzy Andrzeja Paska, którzy wygrali rozgrywki ligi międzyokręgowej.
Następnie, już w finałowym dwumeczu o mistrzostwo makroregionu, uporali się z zielonogórskim Zrywem (1:1 i 1:0). Tym samym po zwycięstwie w Zielonej Górze (bramka Grzegorza Matiasa) noworudzka młodzież uzyskała promocję do półfinałowego turnieju mistrzostw Polski, odbywającego się w Zabrzu.
W ramach ciekawostki warto zaznaczyć, że kapitanem adeptów piłki z Zielonej Góry był doskonale znany Maciej Murawski – uczestnik MŚ w Korei i Japonii, a dziś ceniony komentator:
https://sport.tvp.pl/66447347/zapomniane-zyciorysy-maciej-murawski-wywiad
W turnieju w Zabrzu chłopcy z Nowej Rudy musieli już niestety uznać wyższość rówieśników z Gdańska (ze Sławomirem Wojciechowskim), Zabrza i Krakowa (z Tomaszem Rząsą):
https://sport.tvp.pl/68439042/zapomniane-zyciorysy-tomasz-rzasa-polak-ale-w-porzadku
Ufam, drogi Czytelniku, że nie posądzisz narratora o próby autopromocji. Udostępnienie tych rozmów nie służy skomleniu o kciuki, czy serduszka. Intryguje zgoła odmienna kwestia, dotycząca właśnie ówczesnych podopiecznych Paska.
Jak uważasz – czy utalentowany Mariusz Warszczuk poradziłby sobie na zapleczu ekstraklasy?
Nie zapominajmy, że swego czasu o usługi „Balona” mocno zabiegali działacze drugoligowej wówczas Ślęzy, a o jego możliwościach rozmawiano nawet w okolicach ulicy Oporowskiej…
I kolejne pytanie – czy równie uzdolniony Paweł Pańczyk w pełni wykorzystał swój potencjał?
Podczas zajęć z pierwszą drużyną często zadawał szyku w koszulce Sokoła – Elektromisu Pniewy, a przecież nie tylko w Wielkopolsce pozytywnie wypowiadano się o skali talentu „Pańcza”…
Są to rozważania nad wyraz ciekawe, w sam raz do powstającej Kroniki. W końcowym etapie naszej pracy znajdziesz zresztą więcej, ale póki co pozostaje prosić Cię o cierpliwość.
Kłaniam się, Sebastian Piątkowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz