poniedziałek, 22 kwietnia 2024

PAWEŁ SZAFRAN: NAJGORSZE JUŻ ZA NAMI!

 W drodze wyjątku zmuszeni jesteśmy zacząć od spraw niekoniecznie związanych z piłką kopaną.

Cytując jednego z byłych szkoleniowców Piasta:

Na początek sprawy organizacyjne!


Negocjacje z Pawłem Szafranem dotyczyły zarówno formy, jak i sposobu przeprowadzenia rozmowy.

Zaproponowaliśmy trzy warianty:

rozmowę na żywo w obecności kamery

pisemny wywiad z autoryzacją tekstu opublikowany przed 1 turą wyborów

pisemny wywiad bez autoryzacji opublikowany po zakończeniu wyborów.

Pogmatwane losy Piasta dokumentujemy od 2017 roku i także z tego powodu pozwolimy sobie na pewne refleksje natury osobistej.

Nie po raz pierwszy okazuje się, że kampania wyborcza jak w soczewce uwypukla najgorsze cechy społeczeństwa, a polityka nie tyle otacza, co wręcz… osacza.

W przeciągu kilku tygodni otrzymaliśmy wiele rozmaitych wiadomości, a niektóre wprawiły nas w istne osłupienie.

Przykładowo, jeden z byłych trenerów głośno zastanawiał się, czy nasza działalność nie wynika przypadkiem z chęci zaimponowania… Ryszardowi Rosiakowi?!

Z kolei działacz „starszej daty” apelował w rozmowie telefonicznej, abyśmy … nie poruszali spraw mogących ukazać klub w negatywnym kontekście!

Całości z pewnością dopełniłyby sugestie ulubionego „historyka”, jednak ten konsekwentnie milczy.

Mimo tego wciąż czekamy, by wreszcie ujawnił nazwiska piłkarzy trzecioligowego Piasta (kolegów), którzy w jego opinii sprzedawali mecze. Cierpliwość jest cnotą…

Samobójstwa na zdrowym rozsądku dokonała natomiast osoba blisko związana z sąsiadami zza miedzy.

Drogi panie, sędzio sprawiedliwy!

Sugerujemy, aby skupił się pan na swoim klubie i zaprzestał ingerowania w sprawy związane z Piastem, tym bardziej kosztem Kroniki Piasta.

Zarzuty o naszym rzekomym wpisaniu się w kampanię prezesa Szafrana są nie tyle niesmaczne, co wręcz absurdalne, podobnie jak pańskie frustracje.

Jak widać, nawet respektowanie ustaleń dotyczących warunków rozmowy może zostać uznane za polityczną psychozę i opowiadanie się za jedną ze stron!

Nie na darmo mówi się jednak, że stajemy się tym, o czym myślimy…

Reasumując – otoczka towarzysząca rozmowie z prezesem to cenna lekcja, skłaniająca do głębszych refleksji.

Tylko czy akurat my powinniśmy wyciągać jakiekolwiek wnioski?

Sympatyków Piasta zapraszamy do lektury wywiadu z prezesem Pawłem Szafranem.

Rozmowę z Jackiem Fojną zaprezentujemy niebawem.

Redakcja.



Nowa Ruda, Centrum Turystyczno – Sportowe, 10.03.2024



Piast Nowa Ruda – Kronika: – Odnosimy wrażenie, że funkcje burmistrza i prezesa klubu są najbardziej narażone na komentarze.

Paweł Szafran (prezes KS Piast Nowa Ruda) : – To prawda!


Ma pan czasem myśli – po cholerę mi to wszystko?!

Oczywiście. I szczerze mówiąc, miewam je bardzo często…


A gdyby cofnąć czas? Zgodziłby się pan raz jeszcze?

Czy ja wiem? Z perspektywy czasu muszę przyznać, że przyszło mi się mierzyć z wieloma problemami i ciężko jednoznacznie odpowiedzieć.


Rozmawiamy w realiach czwartoligowego Piasta, z przeszłością w drugiej lidze. A bogata historia to powód do dumy, lecz czasem przekleństwo.

Te porównana do drugiej ligi pojawiają się bardzo często, praktycznie przez cały czas.


Kiedyś było lepiej?

Lepiej, ale na pewno inaczej, o czym nie wszyscy pamiętają.


Skoro ciągle wspominamy tę drugą ligę to siłą rzeczy pojawia się presja.

I jest ona bardzo odczuwalna, szczególnie w przypadku niepowodzeń. W dobie Internetu nietrudno o napisanie komentarza, a zza klawiatury ludzie wypisują różne rzeczy. I jak to bywa w życiu, jednych dotyka to bardziej, a innych mniej.


A pana?

Należę do osób, które mocno to przeżywają, więc czasem bywa mało przyjemnie.


Jaka była sekwencja zdarzeń przed objęciem stanowiska?

Konkretne plany i propozycje przedstawili mi Tomasz Druciak i Rafał Bolisęga, rozmawiałem też z ojcem Rafała, panem Krzysztofem.


Ustępującym prezesem.

Tak. Zgodę na wejście do zarządu wyraziłem wcześniej, natomiast rozmowa o prezesurze miała miejsce w domku klubowym na Sportowej.


Długo namawiali?

Przyznam, że miałem pewne wątpliwości, bo wcześniej nie zajmowałem się sportem i nie pracowałem w zarządach stowarzyszeń.


Miał pan jednak doświadczenie w innych realiach.

I na kanwie tychże doświadczeń pomyślałem – skoro radzę sobie właśnie w innych realiach, to dlaczego nie spróbować?

Nie byłem przecież sam, miałem świadomość, że w pięcioosobowym zarządzie znajdą się osoby związane z klubem na dobre i złe.

Klubowy statut mówi zresztą wprost: jest zarząd, który wprowadza pewne rzeczy w życie w formie uchwał oraz prezes, który reprezentuje klub na zewnątrz. Jednym słowem jest to tak zwane ciało kolegialne. Chciałbym dodać jeszcze jedną rzecz.

Urodziłem się w latach siedemdziesiątych, a jako dziecko chodziłem na mecze na ulicy Sportowej, czy Górniczej. Kiedyś wszyscy graliśmy w piłkę!

Między innymi dlatego noworudzki Piast jest mi tak bliski.


Długo uczył się pan klubu?

Uczę się przez cały czas!


Głównie w kwestiach szeroko pojmowanej organizacji?

Tak.


A w kwestiach szkoleniowych?

Nigdy nie ingerowałem w tego typu zagadnienia.


A w finanse? Bierze pan udział w rozmowach z potencjalnymi nabytkami?

Zdarzało się. Ogólnie muszę zaznaczyć, że zawsze prowadzimy twarde negocjacje i staramy się panować nad finansami.


Skoro rozgrzewkowe pytania mamy za sobą, to prosimy o odpowiedź, czy kiedykolwiek uznał pan, że funkcja prezesa może pomóc w odbiorze politycznym lub społecznym?

Absolutnie! Nigdy o tym nie pomyślałem, bo nie czuję się politykiem. Jestem samorządowcem, przeszedłem długą drogę od młodszego referenta do zastępcy wójta, a obecnie pracuję jako sekretarz w Głuszycy.

Droga, którą obrałem jest właściwa i nawet przez myśl mi nie przeszło, by na prezesurze „wypływać” w kierunku kolejnych stanowisk. Powiem więcej –

startowałem w wyborach na wójta w gminie wiejskiej, a klub jak wiadomo jest miejski.

W rywalizacji o fotel wójta nie poruszałem tematu klubu.




A poruszyłby pan gdyby nie wydarzenia z początku roku?

Nie, opieram się wyłącznie na doświadczeniu i zdobytej wiedzy. Wystarczy zresztą spojrzeć na moje konto na Facebooku – nie ma tam niczego, co można zakwalifikować jako szeroko rozumianą promocję kosztem klubu.


Niektórzy nie mieli podobnych dylematów...

Nie uważam, aby było mi to potrzebne. Nikt mi nie zarzuci, że promuję się kosztem klubu.


Słyszeliśmy głosy, że rywalizacja z panią Mierzejewską to kolejna odsłona potyczek między Piastem i Woliborzem.

Nie wiem, jak jestem postrzegany w Woliborzu, lecz nie słyszałem podobnych uwag.

W Woliborzu znam mnóstwo ludzi i nigdy nie byłem antagonistycznie nastawiony do progresu, jaki wykonał tamtejszy klub.


A skoro już o sąsiadach, to czy była możliwość żeby tamtejszy sponsor bardziej zainwestował w Piasta?

Do pewnego momentu otrzymywaliśmy wsparcie, ale po awansie Słowianina do IV ligi sponsor skupił się wyłącznie na własnym projekcie. Jego prawo.


Przejdźmy zatem do mniej przyjemnych tematów, choćby odpowiedzialności majątkiem. Czy zdawał pan sobie z tego sprawę?

Gdzieś z tyłu głowy rzeczywiście pojawiał się ten temat, zresztą trudno, by było inaczej.


I trudno o tym nie rozmawiać.

Liczyłem się z tym przyjmując propozycję wywiadu. Sytuacja finansowa nie jest wprawdzie optymalna, wciąż spłacamy zaległości w stosunku do niektórych zawodników, ale mogę zapewnić, że najgorsze minęło. Pamiętajmy również, że na przełomie roku część finansowych zobowiązań przechodzi na rok kolejny i uregulowanie ich z dnia na dzień jest praktycznie niemożliwe. Mam tu na myśli głównie faktury. Powoli wychodzimy na prostą, a zaległości spłacamy regularnie.


Co więc było przyczyną zapaści?

W końcówce roku liczyliśmy na dodatkowe pieniądze, które ostatecznie nie nadeszły.


Z jakich źródeł?

Liczyliśmy na sponsorów i burmistrza. Każdego roku otrzymywaliśmy dodatkowe środki, jednak w 2023 nie udało się ich pozyskać i dlatego powstał zator.


A kwestia pro bono? Czy kiedykolwiek pobierał pan wynagrodzenie z racji pełnionej funkcji?

Nigdy.


Znał pan te realia obejmując stanowisko prezesa?

Oczywiście, bo wcześniej wnikliwie zapoznałem się ze statutem.


A czy wedle pana wiedzy pozostali członkowie zarządu pobierali gratyfikacje?

Nie.


Oprócz Tomka Druciaka, pozostającego na etacie w klubie?

Zgadza się. Doszliśmy do wniosku, że ciężko funkcjonować bez osoby na stałe zatrudnionej w klubie. Tomek pracował sumiennie, a w przeciwieństwie do pozostałych członków zarządu, było to jego jedyne zajęcie.


Czy w takim razie zamieszanie z przełomu stycznia i lutego przesłania to, co udało się wypracować wcześniej?

Mam nadzieję, że nie, choć nie chowam głowy w piasek i biorę odpowiedzialność za niedawne wydarzenia.


Przypomnijmy więc kilka istotnych faktów z kończącej się kadencji.

I tak – poprawiła się atmosfera wokół klubu, co zaprocentowało wznowieniem pomocy przez ZPAS.

Położono także nacisk na rozwój innych dyscyplin, dzięki czemu mamy w Nowej Rudzie choćby sekcję akrobatyki.

Oryginalnym pomysłem okazał się sklepik z pamiątkami, zresztą jak zauważył jeden z kibiców – w dziedzinie szeroko rozumianego marketingu wyszliśmy z epoki kamienia łupanego.

Idąc dalej, w poszukiwaniu kolejnych środków zaangażowano się w Klub Biznesu, a w jednej z edycji budżetu obywatelskiego zgłoszono projekt modernizacji stadionu.

Ponadto klub angażuje się w rozmaite projekty – warto wspomnieć choćby o pomocy nieodżałowanej Julii Kuczale, czy turniejach ku pamięci Radka Druciaka. W noworudzki krajobraz wrósł wzruszający Jaro Cup. I jeszcze jedna istotna rzecz, mianowicie do bliższej współpracy nakłoniono firmę Morat Swoboda.

Cieszę się, że panowie to dostrzegają, bo uważam, że mimo nie zawsze sprzyjających warunków udało się zrobić wiele. A konstruktywna krytyka zawsze jest wskazana, nikt nie ma wyłączności na wiedzę.


Uczymy się całe życie.

Dokładnie!


Mimo wszystko zdaje pan sobie sprawę, że nieżyczliwych wobec pana nie brakuje?

Oczywiście!

Jedni wspominają drugą ligę, inni marzą o awansie do trzeciej, kolejni upierają się, że granie miejscowymi nie przyniesie zadowalających rezultatów, a jeszcze inna grupa postuluje, by stawiać wyłącznie na wychowanków.


W obecnej kadrze Piasta nie brakuje młodzieży, co może mieć przełożenie na wyniki.

No i sami panowie widzą, że niełatwo znaleźć złoty środek i zadowolić wszystkich.


Przydałoby się też mieć grubą skórę.

To prawda.


Ma pan?

Obawiam się, że nie do końca…

Nie lubię gwałcić swej natury, mam spokojne usposobienie.


O klubie zawsze mówi się wiele, również w kontekście społecznej tożsamości.

To oczywiste, bo Piast to bogata tradycja, znana nie tylko noworudzianom, ale i mieszkańcom innych gmin.


Łączy się to z tym o czym mówiliśmy przed chwilą.

Dokładnie. Jak wiemy, Piast to historia, kopalnia i sukcesy, którymi żyło całe miasto.

Od tego się nie odetniemy i niezależnie od tego, kto będzie zarządzał to klub i tak będzie funkcjonować.

Piast był, jest i będzie. Dodam raz jeszcze, że jest mi szczególnie bliski – tu się wychowałem, chodziłem na mecze, a po latach zostałem prezesem.


Czego w takim razie oczekiwałby pan od jego władz jako „zwykły” obywatel? Wielu kibiców narzeka na brak transparentności i brak informacji o tym, co dzieje się na Sportowej.

Zacznijmy od tego, że klubem interesuje się wąska grupa społeczeństwa.


A spotyka pan ludzi, którzy życzą Piastowi źle?

Raczej nie. Negatywne komentarze pojawiają się często, ale dotąd nie spotkałem się z jawną niechęcią.

Wracając do pytania, komunikacja jest nieodzowna, szczególnie w dobie Internetu.

W kryzysowej sytuacji skupiliśmy uwagę na działaniach wewnątrz, bez oglądania się na social media. I kto wie, być może był to nasz błąd?

Być może należało wysyłać jasne i regularne komunikaty? Oświadczenie powstało w chwili, gdy zrobiło się naprawdę gorąco.


Kibicom brakuje komunikacji, bo wtedy łatwiej weryfikować pewne rzeczy. Zmiana strategii też zostałaby odebrana inaczej, gdyby ogłoszono ją u progu sezonu, w lipcu, czy w sierpniu.

Być może rzeczywiście zabrakło takich informacji?

Konkretnego wpisu wyjaśniającego powody takich, a nie innych działań? Uwaga zarządu skupiła się na konkretnej pracy „w środku”, tymczasem może i macie panowie rację? Przy większym przepływie informacji uniknęlibyśmy plotek i domysłów.


Czy trener Fojna musiał odejść?

Rozmawialiśmy z nim na temat przebudowy zespołu, ale nasza wizja chyba nie do końca go przekonała.


Ciężko pogodzić zmianę strategii z ambicjami trenera.

Otóż to. W poprzednim sezonie wszystko podporządkowaliśmy utrzymaniu, a następnie planowaliśmy zmienić politykę.

Zdajemy sobie sprawę, że awans do III ligi jest mało realny, niemniej zapewniam, że nie brakuje nam ambicji. Wszystko rozbija się o finanse, zresztą sam prezes Padewski stwierdził, że nie zmierza to we właściwym kierunku.


Wyścig szczurów na piątym poziomie rozgrywkowym…

Takie niestety nastały czasy.


Ile w dzisiejszych realiach zarabialiby Piotrek Woźniak, czy świętej pamięci Radziu?

No właśnie. Zresztą to jeszcze nic, wyobraźcie sobie, że pieniędzy za grę zaczynają domagać się nawet juniorzy!


Podsumowując, jeśli dobrze rozumiemy, nowa koncepcja zakłada nacisk na pracę z miejscową młodzieżą, przy wsparciu dwóch, trzech zawodników z zewnątrz?

Takie są plany.


Realne?

Uważam, że tak, bo miejscowych mamy sporo. Jest Akademia, są grupy młodzieżowe.

Pamiętajmy jednak, że w pewnym momencie chłopcy wchodzą w trudny wiek – jedni zmieniają plany, inni przestają uprawiać sport, a jeszcze inni otrzymują zapytania z innych klubów.

Gdyby każdego roku zostawało w klubie trzech, czterech zawodników patrzylibyśmy w przyszłość z optymizmem.


Są to ambitne założenia, nie zapominajmy jednakże o młodych ludziach wchodzących w dorosłość. Wielu myśli o studiach i wyjeździe z Nowej Rudy.

To prawda i niestety po raz kolejny powstaje dziura. Uważam, że obrany kierunek jest słuszny, a co będzie dalej to już pokaże czas.


W jednym z zimowych sparingów młodzi podopieczni Dawida Natkańca rozgromili rówieśników z Chorzowa. Wybiegając w przyszłość dochodzimy do wniosku, że za kilka lat kilku młodych z Ruchu dostąpi zaszczytu gry w seniorach „Niebieskich”. W ekstraklasie, czy pierwszej lidze – to bez różnicy. A jak potoczą się losy naszych piłkarzy? Ilu zostanie w Nowej Rudzie? Ilu zdecyduje się na wyjazd? A może niektórzy zakończą przygodę z piłką? Wszak obecnemu pokoleniu nie brakuje bodźców z zewnątrz.

Nie brakuje i są to atrakcje, których nie doświadczyli urodzeni w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Zagadnienie jest rzeczywiście poważne, nie ukrywam, że to jedno z największych wyzwań.


Idźmy więc dalej.

Znakomity Piotr Zieliński wywodzi się z Ząbkowic.

Do udanych karier startowali z Dzierżoniowa Piątek, Jach czy Klimala.

I tak dalej, mniejsza o dokładną liczbę graczy z regionu, bo nie o to w tym momencie chodzi. Wie pan, jaką mamy konkluzję?

Otóż nikt nas nie przekona, że szkolimy gorzej niż w wymienionych ośrodkach! Choćby dlatego, że nasi trenerzy inwestują w siebie, poświęcają czas i środki na edukację, interesują się najnowszymi trendami, biorą udział w konferencjach!

Pełna zgoda. Na pewno nie szkolimy gorzej, w tym przypadku decydują raczej czynniki życiowe.


Nie obawia się pan, że w przypadku awansu Woliborza część młodych przychylniej spojrzy na sąsiadów?

Ciężko powiedzieć, być może tak będzie.

Cieszę się natomiast z faktu, niedawno gościliśmy młodych piłkarzy Słowianina z trenerem Łukaszem Szczepaniakiem i nie dostrzegłem jakichkolwiek animozji. Właśnie tak powinno to wyglądać.


Ale ten Wolibórz jest jednak pewną zadrą, prawda?

Dla mnie na pewno nie!


Wielu kibiców uważa, że spadek w obecnym sezonie może oznaczać koniec Piasta.

Nie podzielam tej opinii, zresztą podobnie uważają trenerzy.


A bierzecie to pod uwagę?

Nie, aczkolwiek zdajemy sobie sprawę, że to możliwy scenariusz.


W poprzednich sezonach główny nacisk kładziono na utrzymanie w IV lidze?

Tak, była duża presja środowiska.


Kibiców?

Przede wszystkim.


A obecnie? Mamy rozumieć, że o nowej wizji Fojna dowiedział się z wyprzedzeniem?

Tak, został poinformowany wcześniej.

Myśli o przebudowie pojawiły się w okolicach wakacji, a najważniejszym założeniem na rundę jesienną stało się uzyskanie jak największej ilości punktów przybliżających do utrzymania. Temu też służyły wzmocnienia, choć mieliśmy świadomość, że w pewnym momencie trzeba będzie zejść z kosztów.

Po zakończeniu rundy jesiennej doszło do poważnych rozmów, a Rafał przedstawił listę zawodników przewidzianych do odejścia.


Ponoć trener miał przedstawić własną listę , na której znaleźli się Mika, Poświstajło i Osicki?

Nie, podczas spotkania rozmawialiśmy o przebudowie zespołu, a trener nie był skłonny by rezygnować z kilku piłkarzy. Wtedy też doszło do konkretnych postanowień, ale wcześniej nie mówiliśmy o szczegółach.


Czyli trener o pewnych rzeczach wiedział, ale ostatecznie nie wyraził zgody?

Nie widział możliwości rezygnacji ze wskazanych zawodników, a my nie mogliśmy brnąć z zadłużenie.


Ponoć Patryk Chrapek miał powiedzieć, że zawodnicy z zewnątrz przybyli do Nowej Rudy wyłącznie dla Jacka Fojny?

Nie przypominam sobie takiego stwierdzenia.


I ponoć to właśnie Patryk psuł atmosferę w szatni?!

Od piłkarzy nauczyłem się, że to co mówi się w szatni powinno w niej zostać…


Tylko, czy trener Fojna nie poczuł się trochę skonfundowany?! W przerwie letniej otrzymał nowych piłkarzy, a po kilku miesiącach przestawiono mu zwrotnicę o 180 stopni!

Pewnie mógł i wcale bym się nie zdziwił gdyby było inaczej. W końcu odszedł w trakcie pracy nad własnym projektem, a jego praca przynosiła owoce.


Zauważamy pewien dysonans – mianowicie w styczniu Fojna stwierdził, że wiadomość o odejściu spadła na niego niczym grom, tymczasem już w listopadzie o takim scenariuszu wspominały lokalne media.

To przekłamanie, w listopadzie nie było o tym mowy. Zresztą siadając do rozmów trener stwierdził nawet w formie żartu:

Jeśli pojawią się problemy to zrezygnujcie ze mnie!


Kilka miesięcy wcześniej Fojna rozmawiał z Woliborzem.

Tak, ale działo się to latem i nie robił tego za naszymi plecami. Wiedzieliśmy o wszystkim, uprzedził nas o tych rozmowach.


Jak pan to odebrał? Jako chęć wynegocjowania wyższej pensji, czy przejaw ambicji?

Ciężko mi się ustosunkować. Jest młodym, ambitnym trenerem i bardzo szanuję jego pracę.


I po prawdzie wyniki uzyskiwane w ostatnich latach nie odzwierciedlają jego warsztatu.

Pamiętajmy jeszcze, że grał na wysokim poziomie i widział wiele.

Dokładnie. Byłem pod wrażeniem jego etosu pracy, uważam go za stuprocentowego profesjonalistę.

Być może ewentualną pracę w Woliborzu zamierzał potraktować jako okazję do wyrobienia nazwiska?

Kto wie, czy nie stał za tym właśnie czynnik ambicjonalny.


Utrzymał nas w IV lidze, w trudnym sezonie przejściowym.

A było się z kim bić, prawda?!


No właśnie! Skoro więc mamy okres przejściowy, warto przybliżyć wątek nowej strategii. Na czym ona właściwie polega? Co zaliczymy do kategorii sukcesu za powiedzmy dwa, trzy lata? Czy będzie to sprzedaż wychowanka do klubu z wyższej ligi?

To też.


Oliwier Zabrzeski przebywał w Polonii Warszawa. Ambitny Karol Garwol szukał szczęścia we wrocławskiej Ślęzie…

Mamy Akademię, mamy również najlepsze obiekty w Kotlinie Kłodzkiej i na tej bazie chcielibyśmy budować przyszłość.


Czy nowa filozofia została spisana?

Szczerze mówiąc nie.


Może warto o tym pomyśleć w kontekście przyszłości i weryfikacji bądź co bądź ambitnych zamierzeń?

Przyznam, że jest to dobry pomysł i pozwolę sobie o nim wspomnieć na kolejnym spotkaniu zarządu.


Załóżmy, że w niedalekiej przyszłości pojawi się sponsor, który przeznaczy środki na zespół seniorów. Co wówczas stanie się ze strategią stawiania na młodzież? Jeden z nas zadał już zresztą to pytanie na fejsbukowej stronie klubu, lecz nie doczekał się odpowiedzi.

Na tę chwilę ciężko mi odpowiedzieć, bo skupiamy się na tym, co istotne w danej chwili.


Tylko, że ambitne hasła o stawianiu na młodzież to nic nowego. Słyszeliśmy je nie raz i nie dwa.

Zgadzam się, bo w przeszłości również je słyszałem. W Nowej Rudzie panuje dość specyficzna sytuacja – zwykle wygrywamy ligę okręgową miejscowymi, a po awansie do IV ligi okazuje się, że bez konkretnych wzmocnień jest ciężko.

Zazwyczaj jesteśmy za mocni na okręgówkę, a za słabi na IV ligę…


Dobrze powiedziane.

Dlatego uważamy, że przyjęty model jest słuszny. Mamy utalentowaną młodzież wspartą kilkoma doświadczonymi zawodnikami i w tym składzie osobowym zamierzamy utrzymać IV ligę.

Osobiście nie zazdroszczę Karolowi Ulatowskiemu, bo musi żonglować zawodnikami, ale to człowiek bez reszty oddany klubowi.


Był naturalnym wyborem na trenera?

Po odejściu trenera Domagały braliśmy pod uwagę współpracę Ulatowskiego z Tomkiem Czechowiczem, posiadającym odpowiednią licencję, ale Tomek skupiony jest na sprawach Akademii.

Koniec końców ustaliliśmy z prezesem Padewskim, że do końca sezonu pan Karol otrzyma zgodę na prowadzenie zespołu.


I otrzymał spory kredyt zaufania.

Bo to dobra dusza, człowiek nie odmawiający pomocy.


A propos Akademii – posiada osobny budżet?

Tak, są to osobne stowarzyszenia. Akademia również występuje do urzędu miasta o dotacje.

Jako klub otrzymujemy pieniądze na pracę z młodzieżą i sekcje juniorskie pod auspicjami klubu.

Składamy wnioski na swoje sekcje, natomiast Akademia działa na zasadzie odrębnego stowarzyszenia.


Konkretyzując, problemy Piasta wynikają z tego, że nie doszła transza z miasta?

Każdego roku składamy wnioski o dodatkowe środki i zazwyczaj działania te kończyły się osiągnięciem porozumienia. W poprzednim roku w mieście nie brakowało inwestycji i co za tym idzie, burmistrz niczego nie mógł nam obiecać.

Jeśli tylko się da, to chętnie przekażę dodatkowe środki! – mówił.

Trzeba jeszcze pamiętać, że ostatnie lata nie były przyjazne dla samorządów i musimy to zrozumieć.


Dodatkowe środki trafiają na młodzież, czy w tej kwestii panuje dowolność?

Przeznaczone są na grupy młodzieżowe, ale gdy dostajemy te pieniądze to otrzymujemy wolną rękę.

Dużo dokładamy do transportu, do tego dochodzi wynagrodzenie dla zawodników i trenerów….

I tak dalej.


Czy wysokość dotacji z miasta utrzymuje się na tym samym poziomie?

Tak.


A czy w 2024 roku te dodatkowe środki wpłynęły na konto klubu?

Niestety. Ostatnimi czasy zbyt wiele spadło na samorządy i nic na to nie poradzimy.


Jak wyglądają relacje z burmistrzem?

Są bardzo dobre. Burmistrz często wyciąga rękę i utożsamia się z klubem.


Początkiem ubiegłego roku pojawiła się informacja o zwiększeniu środków ze ZPAS-u. Odebraliśmy ją z zadowoleniem, bo została przedstawiona jako pewnego rodzaju nowe otwarcie. Pytanie brzmi – czy istotnie tak się stało, czy może był to element stricte PR-owy?

To naprawdę bardzo ważna umowa, przypomnę bowiem, że na początku naszej kadencji ZPAS nie płacił ani złotówki! Zaczynaliśmy od niewielkich kwot, aż finalnie udało się wynegocjować korzystne warunki. Nie ukrywam, że otrzymujemy wsparcie, które bardzo nam pomaga i nie będzie przesady w stwierdzeniu, że było to pewnego rodzaju nowe otwarcie.


Mimo wszystko nie jest to finansowe El Dorado, a gruncie rzeczy kwota pozwalająca na w miarę spokojne funkcjonowanie? Bo chyba właśnie to należy uznać za sukces?

Oczywiście i wbrew pozorom będę się upierał, że to duży sukces. Jesteśmy wdzięczni firmie ZPAS za okazaną pomoc i cieszymy się, że udało się odbudować zaufanie.


W którym momencie zapaliła się panu czerwona lampka?

Jesienią, gdy nie otrzymaliśmy dodatkowych pieniędzy. Był to wyraźny sygnał, że należy przystopować.


Doszły do nas słuchy, że zaległości względem niektórych sięgały września. Czy to prawda?

Tak.


I jak się to bilansowało?!

Cóż mogę powiedzieć. Brak dodatkowych środków bardzo zmienił sytuację.


Jak na problemy zareagowali piłkarze?

Mieli trochę pretensji, głównie o brak komunikacji.


Słusznie?

Oczywiście.


Wspominał pan o negocjacjach z piłkarzami przymierzanymi do Piasta. Jak wyglądały te rozmowy? Czy zgadzaliście się na warunki proponowane przez piłkarzy, czy twardo negocjowaliście własne stawki?

Zawsze staraliśmy się twardo stąpać po ziemi, oczekując elastyczności.


A czy zdarzyło się odstąpić od negocjacji z uwagi na wygórowane żądania?

Owszem, były takie sytuacje.

Finanse w niższych ligach są dziś szalone, o czym panowie doskonale wiecie. Wszystko poszło w górę, dość spojrzeć jakie warunki oferuje się w Woliborzu, czy Sułowie. A zawodnicy mają tę świadomość, więc z automatu chcą dostawać więcej.


Słowianin i Barycz psują rynek?

Słyszałem takie opinie.


Czy Mateusz Poświstajło zadeklarował odejście?

Nic mi o tym nie wiadomo.


Zdrowy i w optymalnej formie będzie bardzo potrzebny…

Zdajemy sobie z tego sprawę. I prawdę mówiąc zaczynamy traktować go jak wychowanka, a i sam Mateusz czuje się u nas bardo dobrze.

Część piłkarzy zdecydowała o odejściu wraz z końcem misji trenera Fojny, ale tak bywa w sporcie.

Generalnie, mogliśmy kombinować, iść z zaparte i przeciągać pewne sytuacje, tylko proszę mi powiedzieć do czego by to doprowadziło?

Nie były to łatwe decyzje, dostaliśmy mocno po głowach, ale zmiana była konieczna z czystej odpowiedzialności za klub!

Dograjmy tę rundę, po jej zakończeniu wyjaśni się wiele.


Bodaj największe pretensje kierowano w stronę Tomka Druciaka.

Nie był to łatwy dla niego okres. Ze względu na pracę w Czechach scedował większość obowiązków na Karola Ulatowskiego.

Tomek pracuje w dość specyficznym systemie, co skutkowało tym, że ciężko było się do niego dodzwonić. Zapewne stąd pojawiły się informacje o rzekomych malwersacjach i wyjeździe do Czech.

Chcę jednak podkreślić z całą stanowczością – o żadnych malwersacjach z jego strony nie było mowy!

Ludzie łatwo dopowiadają pewne historie, zresztą o mnie też mówi się różne rzeczy.


Na przykład to, że doprowadził pan klub do ruiny, a wystartował w wyborach na wójta!

Słyszę to bardzo często.


I co pan odpowiada?

Regularnie odwiedzają nas kontrolerzy z urzędu miasta, a wysokość dotacji też nie jest tajemnicą.

Niczego nie ukrywamy, są to jawne informacje, które uzyskać może każdy.


A może jedną z przyczyn zapaści były imponujące transfery Słowianina?!

Wszak kolejne znane nazwiska mogły stanowić punkt odniesienia?

Nie, stanowczo dementuję. Nigdy nie było atmosfery, typu – musimy wzmacniać się za wszelką cenę i kupować za wszelką cenę.


Na śmierć i życie!

Absolutnie! Powiedzmy sobie wprost – nie mamy szans, by konkurować z Woliborzem i znamy miejsce w szeregu. Słowianin to klasowy zespół, jeden z głównych pretendentów do awansu, ale nie wyczuwam z tego powodu animozji.


Czy nad kwestiami finansowymi miał pan całkowitą kontrolę, czy ufał pozostałym członkom zarządu?

O sprawy codzienne dbał Tomek, posiadający odpowiednie upoważnienia. Jeśli zaś chodzi o stypendia to ich wysokość staraliśmy się ustalać wspólnie.


Skrupulatnie?

Oczywiście, bo proszę mieć na uwadze, że współpracujemy z księgową mającą dostęp do wyciągów z konta. Gdyby coś było nie tak, to na pewno by nas zaalarmowała.

Co więcej, pieczę nad fakturami trzyma jeszcze pan Sołtyszczak, słynący z dokładności i skrupulatności w sprawdzaniu.


To również te cechy, które wyróżniają Macieja Rogowskiego. Naszym skromnym zdaniem jest to człowiek – orkiestra!

Zgoda. Jest bardzo zaangażowany.


W prywatnych rozmowach nazywamy go … współczesnym Andrzejem Kotrasem, bo za sukces ukochanego klubu Maciek oddałby wiele.

To prawda, jest niezwykle emocjonalnie zaangażowany w to, co się dzieje w Piaście.

I jest znakomitym kolegą.


Czy transfery Patryka Chrapka i Jana Rytki mocno nadwyrężyły finanse?

Nie, zresztą środki na sfinalizowanie przejścia Patryka pochodziły od sponsora.


A jak jest obecnie? Piłkarze odchodzą za odstępne?

Tak, ale umówiliśmy się, że jeśli mamy zobowiązania wobec danego zawodnika to środki przekazujemy na jego konto.


Dużo zostało?

Z częścią jesteśmy rozliczeni, a innym regularnie wypłacamy zaległości.


Czy ktokolwiek groził pozwem?

Nie.


Obyło się bez skarg w Dolnośląskim Związku Piłki Nożnej?

Żadna skarga nie wpłynęła do prezesa i pozostajemy w kontakcie z kilkoma zawodnikami.

Zaległości regulujemy na bieżąco, wedle porozumień.


Mamy zatem rozumieć, że najgorsze minęło?

Myślę, że tak.


Przejdźmy więc do kwestii dotacji z miasta.

Czy władze klubu mają wpływ na wysokość przyznawanych środków?

Wygląda to w ten sposób, że podajemy realną w naszej opinii kwotę, którą opieramy w oparciu o różne czynniki. Mam tu na uwadze głównie zwiększającą się inflację.

Z reguły wnioskujemy o więcej, niż przyznają nam radni i proszę mi wierzyć, że nie jest łatwo funkcjonować w tych warunkach.

Czasem odnoszę wrażenie, że niektórzy traktują nas jak… żebraków.


W jakim sensie?

Choćby w takim, że chodzimy od drzwi do drzwi, prosimy o wsparcie…


Na piątym poziomie to chyba normalne?

Nie dla wszystkich, ale takie mamy czasy.


To teraz młodzież.

Czyli mogę spodziewać się pytania o rocznik 2007?!


Owszem!

Opieram się głównie na opinii trenerów, ale skądinąd wiem, że część wyjechała z Nowej Rudy, głównie do Wrocławia. Roczniki są różne i ciężko wyrokować co będzie.

Doskonale wiemy, że nastoletni okres rządzi się specyficznymi prawami. Jedni się zakochują, inni przestają grać. Czasy są jakie są, no i nie zapominajmy o rodzicach. Jedni wychowują dzieci twardą ręką, inni są bardziej pobłażliwi.


Bywa i tak, że niespełnione ambicje rodziców przekładają się na postępy ich pociech.

Tylko, że takie postępowanie nie prowadzi do niczego dobrego.


Podobnie jak zwracanie uwagi trenerom na ponoć nienajlepszą jakość zajęć?

Pełna zgoda, sam byłem świadkiem, gdy sfrustrowani rodzice zwracali uwagę naszym szkoleniowcom. Nie mamy regulaminu, który zakazywałby takich zachowań, ale ważnym jest, by tonować emocje.


Czy doświadczył pan sytuacji, w których rodzice postrzegali dzieci jako nowych Lewandowskich?

Były takie momenty. Czasem decydują ambicje rodziców, co nie zawsze odnosi pozytywne skutki.


Niektórzy z młodych próbowali szczęścia w Orle, inni w Lechii Dzierzoniów…

Wcześniej rzeczywiście tak było.

Podkreślę jednak raz jeszcze – mamy dobrych trenerów i znakomite warunki do uprawiania piłki nożnej.


Swego czasu Karol Ulatowski przyznał nam , że niektórzy z adeptów piłki mają problem z wykonaniem przewrotu do przodu.

To jeszcze nic. Proszę sobie wyobrazić, że zarówno Ulatowski, jak i Przemysław Achrem alarmowali, że niektórzy chłopcy nie potrafią…biegać!

Innymi słowy, należało uczyć ich biegania, od podstaw!


Wyjaśniałoby to frustrację Henryka Strzelczaka.

I między innymi dlatego kilka razy podejmowaliśmy współpracę z panem Henrykiem.

Także po to, by poruszyć pewne elementarne sprawy, położyć nacisk na z pozoru banalne problemy.


Czy podziela pan zdanie, że w klubach takich jak Piast młodzieżowcy powinni być gotowi do gry już w wieku 17 lat? Wszystko dlatego, że dwa lata później nadchodzi czas matur.

I pewnie jest to możliwe, bo nawet Krzysiu Mika wspomina początki gry w wieku 16-17 lat.

W podobnym tonie wypowiada się Rafał Bolisęga.


Tymczasem szkolimy młodzież, która w wieku 19 lat szuka szczęścia poza Nową Rudą.

I to jest właśnie ten moment. Dodajmy, że trudny.


Jak temu zaradzić?

Na tę chwilę nie znamy skutecznego rozwiązania.


I doprawdy trudno o złoty środek, skoro zagadnienie jest o wiele szersze. Rozmawiamy bardziej o wymiarze społecznym, edukacji i dalszych planach młodych piłkarzy i co za tym idzie – roli rodziców.

Otóż to. Podobnych sytuacji doświadczam na co dzień, bo mój 17-letni syn mówi wprost:

Będę oczywiście grał w piłkę, ale po maturze chcę pójść na studia.


W takim razie ostatnie pytanie. Czy będzie się pan starał o reelekcję?

Nie. W przypadku korzystnego wyniku w wyborach i tak nie mógłbym łączyć obu funkcji.

A jeśli mi się nie uda – umawiałem się na czteroletnią prezesurę i wychodzę z założenia, że warto dać szansę innym.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz